23 maja 1980 roku, czyli niemal
dokładnie 40 lat temu, w amerykańskich kinach odbyła się premiera „Lśnienia” w
reżyserii Stanleya Kubricka. Przyjęcie filmu przez krytyków było chłodne,
Kubrick otrzymał nominację do Złotej Maliny za reżyserię. Dziś „Lśnienie” to
absolutna klasyka kina, czołówka najważniejszych horrorów/filmów grozy/dramatów psychologicznych w
historii kina.
Po porażce kasowej „Barry’ego
Lyndona” w 1975 roku Kubrick chciał zrealizować film, który przywróciłby wiarę
w jego umiejętność tworzenia opowieści ściągających widzów do kin. Legenda
mówi, że asystentka reżysera kupiła stertę najnowszych powieści, a Kubrick
zaczął wertować każdą z nich. Po przeczytaniu kilku kartek reżyser rzucał
zazwyczaj książką w ścianie z pokoju, w pewnym momencie odgłos ten ucichł.
Zaniepokojona asystentka zajrzała do pokoju, Kubrick czytał „Lśnienie” mało
wtedy jeszcze znanego pisarza Stephena Kinga. Prawa do sfilmowania książki zakupiono,
pozycja Kubricka była silna więc zagwarantował sobie prawo do dowolnej
interpretacji książki. Pozycja Kinga była słaba, więc nie miał nic do gadania.
Po premierze King nie krył swojego niezadowolenia z tego, co z jego książką zrobił
Kubrick. Spór trwał przez lata...
Film nie spodobał się też
krytykom, którzy bardzo narzekali na film po premierze. Zresztą Kubrick także
musiał walczyć o swoją wersję filmu z Warner Bros. i stąd istnieje kilka różnych długości „Lśnienia”.
Dziś już wiemy, że Kubrick
wiedział co robi, a jego interpretacja książki Kinga okazała się trafiona,
ponadczasowa i genialna. By do tego doprowadzić twórcy przeszli przez piekło na
planie filmu. Kubrick wielokrotnie powtarzał sceny, doprowadził niemal do
szaleństwa aktorów, co akurat przysłużyło się kreacji Jacka Nicholsona.
„Lśnienie” okazało się przebojem.
Kubrick osiągnął swój cel, zrealizował kinowy hit. To tak pokrótce, na
okoliczność 40 lat od premiery filmu. By zmierzyć się z tą produkcją, warto
sięgnąć po dokument „Room 237”, niedawną ekranizację „Doktora Sen”, a przede
wszystkim obejrzeć samo „Lśnienie”, w którym przejmująco pobrzmiewają dźwięki
Krzysztofa Pendereckiego.
Oto legendarny początek filmu,
który wprowadza w klimat tej historii. Ja zawsze mam ciarki na plecach, gdy
oglądam te sceny…
I jeszcze dokument z planu "Lśnienia" autorstwa Vivian Kubrick.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz