poniedziałek, 14 grudnia 2015

Moje pożegnanie z "Hobbitem" [RECENZJA]


Opowieść dobiegła końca. Wraz z edycją rozszerzoną trzeciej części „Hobbita” Peter Jackson definitywnie zakończył swoją przygodę ze Śródziemiem i Tolkienem (czy na pewno?). Co przyniosła nam ta ostatnia odsłona „Hobbita”? Oto moja ocena wersji rozszerzonej filmu "Hobbit: Bitwa Pięciu Armii" oraz spojrzenie na całą trylogię z małej perspektywy czasu.


Osoby, które nie polubiły tej serii raczej nie skuszą się na wersję rozszerzoną finałowej odsłony i mogą tego kiedyś żałować, ale widzowie, którzy z przyjemnością odbywali dotychczasową podróż Bilba i krasnoludów, będą miały z rozszerzonej wersji „Bitwy Pięciu Armii” wiele frajdy. Dokładnie jak to miało miejsce z poprzednimi częściami, tak i teraz Jackson i jego ekipa nie szczędzą widzom wielu atrakcji. Śmiem nawet napisać, że właśnie tutaj sceny te wnoszą najwięcej do prezentowanej historii. Mało tego, znacznie ją wzbogacają, nakręcają, czynią jeszcze bardziej dynamiczną i wartościową dla całej historii.

Wersja rozszerzona, a co za tym idzie nowe sceny w filmie, przynoszą sporo niespodzianek. Duże wrażenie zrobią na widzach: szalona jazda krasnoludzkim rydwanem (te pojazdy są tutaj wyeksponowane szczególnie), na swój sposób zabawna walka Gandalfa z trollem wraz z dokończeniem historii Alfrida oraz rozbudowane walki na polu u podnóża Samotnej Góry. Spodoba się na pewno sposób w jaki Bofur ujeżdża trolla (będzie to miało znaczenie dla przebiegu dalszej historii, a nawiązuje do słynnej sceny z „Powrotu Króla”) oraz Bifur tracący swój niepowtarzalny atrybut. Więcej jest w dodatkowych scenach Orłów, ale nieznacznie tylko więcej Beorna. Wersja rozszerzona przynosi sceny pogrzebu Thorina, Filiego i Kiliego oraz spotkanie z nowym władcą krasnoludów. Takich smaczków podczas seansu rozszerzonej wersji „Bitwy Pięciu Armii” jest znacznie więcej i zdecydowanie wpływają one na bardzo pozytywny odbiór całego filmu.

Liczyłem na kilka jeszcze innych kluczowych scen znanych z książkowego „Hobbita”. Ciągle z filmu nie wynika dlaczego Bilbo powraca do domu ze szkatułą, którą zakopano w jaskini goblinów. Nie ma też końcowej sceny książkowej ze spotkania Bilba i Balina, który wyruszał odbić Morię, a przecież byłby to wspaniały wstęp do „Władcy Pierścieni”, gdzie wydarzenia te są przywoływane. Nie dopuszczam myśli, że tak kluczowych scen nie nakręcono. Czyżby Peter Jackson szykował kolejną wersję?

Peter Jackson i jego zespół mówią dziś otwarcie, że pośpiech w pracy uniemożliwił im prawidłowe przygotowanie się do realizacji „Hobbita”. Mi ten pośpiech jawi się przede wszystkim w niedopracowanych efektach wizualnych, które z pewnością wpływają na odbiór całego filmu. Tła komputerowe są niestety zbyt widoczne, większość multiplikacji wypada sztucznie i powtarzalnie, scenografia komputerowa rozczarowuje, bo widać tutaj jak bardzo jest dopieszczona, a przez to nie budzi zaufania. Za mało jest w „Hobbitach” zdjęć w autentycznych plenerach, z udziałem licznych prawdziwych statystów, setek koni itp. Mi to przeszkadza bardzo. Do tego wszystkiego przesadna ostrość zdjęć. Dziś nawet sam Peter Jackson nie wspomina o realizacji filmów z użyciem 48 klatek na sekundę, co dla mnie jest potwierdzeniem podjęcia błędnej decyzji na początku tej produkcji. Postawionym wysokim wymaganiom technicznym niestety „Hobbit” nie sprostał, twórcy nie zdążyli ukończyć wielu scen, niektóre pozostawiają wiele do życzenia. Będzie się można o tym przekonać oglądając dodatki do wydania rozszerzonego z „Bitwą Pięciu Armii”.

Podsumowując całą trylogię, mogę napisać, że „Hobbit” jest jednak udaną filmową przygodą rozgrywającą się w fantastycznych światach. Nakręcona z niewielkiej książki a podzielona na trzy części opowieść niesie wiele ciekawych historii, bohaterowie są atrakcyjni, akcja jest wartka, nawiązania do „Władcy Pierścieni” czytelne, wizualny rozmach imponujący, a smok… wiadomo, lepszego w kinie nie było nigdy wcześniej. Można narzekać na „Hobbita”, ale warto zauważyć, że wśród produkcji fantasy nie ma dziś zbyt wiele realizacji tak wystawnych i stojących na tak wysokim poziomie. Zalecam też obejrzenie tej i poprzednich części rozszerzonych dopiero po zapoznaniu się z wszystkimi dodatkami. Po zdobyciu takiej wiedzy spojrzymy na te filmy w pełnej perspektywie i będziemy mogli docenić ich siłę oraz wartość.


Wersja Blu-ray

Raz jeszcze Peter Jackson pokazał, że jest twórcą przywiązującym dużą wagę do szczegółów technicznych, dźwięku i obrazu. Ten ostatni w wersji Blu-ray lśni czystością do przesady, a dźwięk wybrzmiewa z każdego niemal miejsca, dostarczając widzom wielu smaczków. Podkręcenie potencjometrów w trakcie oglądania filmu, sprawi na pewno wiele przyjemności widzom, którzy na takie elementy zwracają szczególną uwagę. Obraz w filmie to 1080p HD 16x9 2,4:1. Oryginalny angielski dźwięk to DTS-HD Master Audio. Wersja rozszerzona posiada lektora polskiego w Dolby Digital 5.1. Na rynku dostępnych jest kilka różnych wersji rozszerzonych filmu. Mamy DVD i Blu-ray w wersji 2D i 3D oraz w zestawach z wszystkimi częściami i z figurką.

Cenione przez fanów wdania rozszerzone to tradycyjnie godziny dodatków poświęconych realizacji filmu. Już na początku towarzyszy im bardzo ładne polskie menu. Zanim jednak sięgniemy po płyty dodatkowe, na tej z filmem znajdziemy komentarz twórców oraz kolejną część przewodnika turystycznego przybliżającego nam Nową Zelandię. Po raz kolejny brawa dla polskiego dystrybutora. Wszystkie dodatki posiadają polskie napisy.

Płyty główne z dodatkami są dwie i kontynuują wyprawę przez „Władcę Pierścieni” i „Hobbita” (po 2 części na jeden film z obu trylogii). Pierwsza z nich posiada numer 11 i zatytułowana jest „Zbiera się na burzę. Kroniki Hobbita – część 3”. Całość materiałów dodatkowych na pierwszej płycie podzielono na części, niemal zgodnie z przebiegiem akcji w filmie. Trwają one w sumie 4 godziny i 52 minuty. Rozdziały te zatytułowane są:

W lochach nekromanty
Twórcy zabierają nas do Dol Guldur, gdzie na początku przypominają poprzednią rozszerzoną część filmu i spotkanie Gandalfa z Thrainem (czasami kręcono sceny z trzema aktorami grającymi tę rolę). W tym materiale polubicie na pewno Cate Blanchett i jej dzieci oraz szalejącego Iana McKellena. Co ciekawe dopiero w „Hobbicie” ta dwójka wybitnych aktorów miała okazję pracować razem na planie, bo we „Władcy Pierścieni” takiej możliwości nie było. W dodatku tym poświęcono też nieco miejsca Christopherowi Lee, który zagrał Sarumana. Jak wiemy aktor zmarł kilka miesięcy temu więc ze wzruszeniem słuchamy jego wspomnień z planu. Świetna jest scena, w której Galadriela walczy z Sauronem, a my oglądamy tę scenę bez użycia jeszcze efektów wizualnych. Czarnego Władcę zagrał Benedict Cumberbatch a filmik przybliża nam jego pracę nad czarną mową. Całość wypełniona jest scenami z prac na planie, także tymi nieudanymi i humorystycznymi (szczególnie z udziałem Iana McKellena).

Ogień i woda
W tym materiale twórcy przyglądają się scenom rozgrywającym się w Mieście nad Jeziorem podczas ataku Smauga. Jest tutaj ukazana praca z „niewidzialnym smokiem” a przede wszystkim kaskaderskie wysiłki Luke’a Evansa by wiarygodnie wypaść w roli Barda.

W cieniu góry
To jedne z nielicznych fragmentów „Hobbita” kręconych w terenie, a jak wiadomo górzyste obszary Nowej Zelandii wyglądają w tych historiach pięknie. I o ile kiedyś we „Władcy Pierścieni” poświęcono czas w materiałach wideo np. koniom, tak dziś spora ich część to ukazanie pracy z helikopterami. Wiele to mówi o podejściu do pracy i upływie czasu od realizacji poprzedniej trylogii. Kręcąc ujęcia w „Hobbicie” sporym wyzwaniem dla twórców była pogoda, która zmieniała się bardzo szybko. Ucierpiał na tym słynny fotel Petera Jacksona.

W ślad za smokiem
Kolejny plener. Jezioro Pukaki to jedno z najważniejszych miejsc, w których powstawał trzeci film. To na jego brzegu schronienie znajdują ludzie, którzy przeżyli atak smoka w Mieście nad Jeziorem. Reżyser zażyczył sobie zagospodarowania kilku kilometrów plaży, na której rekwizytorzy rozłożyli swoje zabawki. Warto też dowiedzieć się co to takiego Krzyż Wiktorii i jaką rolę odegrał podczas pracy na planie.

Chmury się zbierają
To materiał, w którym twórcy mówią wprost, że nie mieli odpowiedniego czasu na pre-produkcję „Hobbita”. O ile we „Władcy Pierścieni” przygotowania do zdjęć trwały 3 lata, tak tutaj było znacznie mniej czasu, a skutkowało to wiadomymi problemami z synchronizacją pracy nad poszczególnymi częściami „Hobbita”. Kłopoty miały związek z odejściem z produkcji Guillermo del Toro i przejęciem przez Petera Jacksona całej produkcji. „Nowy” reżyser nie miał już tak wiele czasu na przygotowanie, a chciał nakręcić całkiem innym film niż jego poprzednik. Peter Jackson rozpoczął więc kręcenie „Hobbita” praktycznie bez żadnych przygotowań. Terminy goniły, Jackson spał po 3 godziny na dobę.

Tak ekipa dotarła do Ereboru, gdzie powstawały bardzo ważne elementy tej produkcji. Mi przypadła do gustu szczególnie scena, w której do bramy zbliżają się król elfów z Bardem. Na czym przyjechał król elfów, bo przecież nie na łosiu? Jest też fragment o naukowym podejściu do „smoczej choroby” i sama praca nad nią na planie oraz ukazanie przygnębiającej depresji Thorina. I cały czas ten pośpiech, pośpiech, pośpiech. To musiało się odbić na filmie skoro sam Jackson mówi, że wiele rzeczy wymyślał na bieżąco, a scenariusz nigdy praktycznie nie został ukończony. Tak było też z finałową Bitwą Pięciu Armii, której planów nie zdążono dopracować na czas i ekipa musiała wznowić prace po kilku miesiącach przerwy. Jak przeżył to Peter Jackson można zobaczyć w tym właśnie dodatku.

Liczne rozstania
Zdjęcia do „Hobbita” podzielone zostały na dwie główne części. Pierwsza z nich dobiegła końca po 266 dniach. Wzruszające było kręcenie pożegnania Bilba, a łzy na twarzach krasnoludów nie było udawane. Już po obejrzeniu wersji rozszerzonej warto zobaczyć jak kręcono scenę pogrzebu i pożegnania Thorina, Filiego i Kiliego oraz grobowiec, w którym ich pochowano. Ten materiał to też liczne inne pożegnania z poszczególnymi aktorami występującymi w filmie oraz szczegóły dotyczące koła fortuny, które działało na planie i przynosiło radość ekipie. I w końcu samo zakończenie prac nad filmem, które było wielkim świętem całego zespołu. Specjalne miejsce ma tutaj zmarły niedawno Andrew Lesnie, autor zdjęć do wszystkich tolkienowskich filmów Petera Jacksona.

Chmury pękają
To materiał, w którym oglądamy prace na planie w Dale, które nie zostały nakręcone podczas pierwszej części zdjęć. Wraz z decyzją o tym, że „Hobbit” będzie miał trzy części postanowiono rozwinąć bitwę rozgrywającą się w mieście ludzi. Wtedy też przystąpiono do nakręcenia głównych zdjęć do Bitwy Pięciu Armii. Realizując walki w Dale na planie pracowało 130 kaskaderów. Mi podobała się historii laski Gandalfa, którą otrzymał od Radegasta, a która nieco namieszała na planie „Hobbita” a zagrała wcześniej we „Władcy Pierścieni”. Podczas pracy nad filmem nakręcono znacznie więcej materiału niż można zobaczyć nawet w wersji rozszerzonej. W materiale znalazła się niemal cała scena z udziałem Bilba, Barda i żołędzia, a odegrała ona ważną rolę w bitwie o Dale. Doszło też do prawdziwego pożaru…

Ostatni desperacki opór
W tym dodatku obserwujemy wydarzenia na Kruczym Wzgórzu, gdzie Legolas i krasnoludy mierzą się z przywódcami orków. Latający Legolas nie każdemu przypadł do gustu podczas seansu, ale Jackson był tym pomysłem zachwycony, a sam Orlando Bloom był pełen podziwu dla twórców efektów wizualnych. Reżyser lubił robić dowcipy aktorowi i jedną z takich zabawnych scen można tutaj zobaczyć. W końcu spotykamy Tauriel, która w jednej ze scen otrzymała mocny i prawdziwy cios w głowę. Podobnie sprawa miała się z jej dublerką, której kaskaderzy nie oszczędzali w walce z Bolgiem. Krucze Wzgórze to też scena poruszającej śmierci Thorina oraz ostatnia scena Gandalfa i Bilba po bitwie, która oryginalnie w scenariuszu była inna, a zakończyła się znamiennym milczeniem. Było to też ostatnie historyczne ujęcie z udziałem Iana McKellena w roli Gandalfa i jego pożegnanie z opowieściami ze Śródziemia. Wzruszeniom nie było końca.

Z bramy
Materiał poświęcony dokrętkom, które miały miejsce kilka miesięcy po zakończeniu prac nad główną częścią „Hobbita”. To wtedy nakręcono najważniejsze i główne ujęcia Bitwy Pięciu Armii. Na początku oglądamy sceny, w których Bombur gra na wielkim rogu i zapowiada włączenie się drużyny Thorina do walki. Potem przechodzimy przez materiał poświęcony zbrojom noszonym przez krasnoludy, które zostały odrzucone ostatecznie z powodu niepraktycznego zastosowania. Bardzo fajnie ogląda się całą serię ujęć z planu Bitwy Pięciu Armii, w tym walka, w której pojawia się rydwan. Wzruszające jest też pożegnanie Martina Freemana, który zakończył swoją przygodę z „Hobbitem”.

Ostatni etap
Ostatni dzień na planie „Hobbita” można było w szczegółach śledzić na Facebooku na profilu Petera Jacksona. A pojawiły się wtedy m.in…. pingwiny. Inaczej miała wyglądać scena śmierci Thorina, bowiem jej świadkiem miał być Dwalin. Sceny takie nakręcono, nie weszły one do filmu, ale można je zobaczyć w tym dodatku. I w końcu świętowanie ostatniego dnia na planie oraz prezenty. Całość kończy podziękowanie dla zmarłych: Christophera Lee oraz Andrew Lesnie.

Druga płyta z dodatkami nosi numer 12 i jej główną część stanowi seria filmów dokumentalnych zatytułowanych wspólnie „Tutaj, na końcu podróży”. Całość tych materiałów trwa 5 godzin, reżyserem wszystkich jest Michael Pellerin, a poszczególne części podzielone są na następujące rozdziały i podrozdziały:

Przy dźwiękach gromu: Tworzenie Bitwy Pięciu Armii

1. Plan generalny, długa realizacja
Materiał zaczyna się tam, gdzie skończyły się poprzednie dokumenty, czyli ostatniego dnia na planie filmowym. W tym miejscu bowiem twórcy nakręcony materiał oddają w ręce „magików” tworzących efekty wizualne. Twórcy stanęli przed sporym wyzwaniem bowiem Tolkien w książce poświęcił Bitwie Pięciu Armii tylko kilka stron, a Peter Jackson nie miał scenariusza tych wydarzeń. Całość tych wydarzeń została stworzona w post-produkcji. Zacznijmy więc od tytułowych pięciu armii, bo czasami ma się wrażenie, że było ich więcej. Inaczej widział to Tolkien, inaczej twórcy filmu. Ludzie, elfy i krasnoludy to sprawa jasna, ale po drugiej stronie w książce mamy gobliny i wargi, a w filmie armie Azoga i Bolga. Wielkim wyzwaniem dla twórców było projektowanie wyglądu poszczególnych armii oraz wymyślenie planu samej bitwy, która wzorowana była na wojnach napoleońskich.
2      
      2. Na froncie wirtualnego pola bitwy
1 maja 2014 roku (pół roku przed premierą trzeciej części) twórcy zaczęli dopiero tworzyć Bitwę Pięciu Armii na ekranie komputerów. Twórcy wrócili do kręcenia filmu, ale na planie wirtualnym i bez udziału głównych aktorów, a tylko wykorzystując pracę 12 osób w specjalnych kostiumach do motion-capture. Okazuje się, że 25 procent tego filmu to efekty cyfrowe, a 95 procent wszystkich ujęć posiada efekty. Choreografia poszczególnych armii to kolejne z wyzwań czekających na twórców. Świetne jest pokazanie jak za pomocą plastikowych żołnierzyków Jackson planował bitwy we „Władcy Pierścieni”, a jak za pomocą nowej technologii wchodzi sam w pre-wizualizacje i komponuje przebieg bitwy w filmie. Jako fan trolli podoba mi się dłuższa chwila poświęcona tym postaciom, bowiem reżyser postawił przed zespołem zadanie, by były one inne od znanych dotychczas.

3. Zmiana kierunku
Jak włączenie się do bitwy 13 krasnoludów może zadecydować o pokonaniu 15 tysięcy wrogów? Dla Petera Jacksona stawiło to spore wyzwanie, a pomysł polegał na zniszczeniu punktu dowodzenia Azoga na Kruczym Wzgórzu. I tutaj twórcy koncepcji wizualnych oraz efektów stanęli przed kolejnymi trudnymi zadaniami. Pojawia się więc rydwan, który pomoże Thorinowi dotrzeć do swojego wroga. To jedna z najtrudniejszych sekwencji z użyciem efektów w całym filmie, ale twórcy nie zdążyli jej ukończyć na premierę kinową i wielu bardzo tego żałowało. Inne wyzwanie to Legolas biegnący po rozpadającej się wieży oraz walka Azoga i Thorina na zamarzniętym jeziorze. Tę drugą scenę kręcono osobno z każdym z aktorów, a w roli Azoga wystąpił Manu Bennett. Jak wiadomo z wersji kinowej Beorn pojawił się tylko na chwilę, nieco więcej czasu poświęcono mu w wersji rozszerzonej, a filmik pokazuje całą komputerową wizualizację z jego udziałem. Jest też specjalne miejsce poświęcone wersji rozszerzonej i pracy nad scenami, które nie trafiły do wersji kinowej.

Ludy i mieszkańcy Śródziemia

1. Tauriel: córka lasu
Elfy to dla Tolkiena dusza Śródziemia. W materiale otrzymujemy historyczne spojrzenie na pochodzenie elfów, inspiracje dla Tolkiena oraz ich ukazanie w filmach Petera Jacksona. W „Hobbicie” skupiono się na pokazaniu Leśnych Elfów, które były bardziej wojownicze i mniej mądre od Elfów Wysokiego Rodu z Zachodu. By dobrze pokazać Leśne Elfy powołano do życia Tauriel. Jackson i ekipa długo myśleli o kobiecej postaci w filmie i z wielu pomysłów postanowili skupić się właśnie na niej. Projektowanie jej wyglądu było oczywiście kolejnym wyzwaniem i ten proces można prześledzić w materiale.

2. Thranduil: król drewna i kamienia
W książce Tolkiena Thranduil w ogóle nie jest nazwany z imienia, a w filmie znacznie rozwinięto tę postać. Pisarz pozostawił jednak kilka wskazówek, które z powodzeniem wykorzystano w filmie. W tym miejscu poznamy też historię dawnego sporu pomiędzy elfami i krasnoludami, który będzie miał wpływ na przebieg wydarzeń w „Hobbicie” i we „Władcy Pierścieni”. Obecność Thranduila wymusiło też pojawienie się jego syna – Legolasa, a przecież w książkowym „Hobbicie” ta postać się nie pojawiła.

3. Dain Żelazna Stopa: Władca Żelaznych Wzgórz
Spotkanie z prawdziwą armią krasnoludów, którą Jackson chciał pokazać w sposób szczególny. W książkowym „Hobbicie” to właśnie Dain zabija Azoga, w filmie zostało to inaczej rozwiązane. Postać Daina miała odegrała ważną rolę, szczególnie w wersji rozszerzonej. Okazuje się, ze grający Daina Billy Connolly nie czytał książki, nie lubił w ogóle świata Tolkiena, ale propozycję przyjął z zainteresowaniem. Jego postać wypadła znakomicie. W materiale mamy też miejsce poświęcone krasnoludzkim kobietom.

Królestwa Trzecie Ery: Od miasta Dal do sal Ereboru

1. Dal: Miasto ludzi
Wkład rysowników Alana Lee i Johna Howe’a w stworzenie wizualnej strony „Władcy Pierścieni” oraz „Hobbita” jest nie do przecenienia. Mówi o tym sam Peter Jackson wymieniając ich, jako głównych wizjonerów świata ukazanego w filmach. I rzeczywiście obaj ilustratorzy byli wielkim wsparciem dla twórców tych filmów, choć bardzo się różnią w pracy i podejściu do zadań. Panowie opowiadają o rzeczach, które ich wyróżniają, co robią prywatnie, jak odreagowują. I nie ma wątpliwości, że wiele ich dzieli w podejściu do życia. Lee i Howe opowiadają w tym materiale o swojej pracy przy poszczególnych lokalizacjach. Pierwszą z nich jest miasto Dale, które zainspirowane zostało budowlami z Dalekiego Wschodu.  Twórcy pokazują nam Dale w latach świetności oraz po zniszczeniu przez Smauga. Tworząc obraz zniszczenia twórcy wzorowali się na Pompejach.

2.  Dol Guldur: Wzgórze czarnoksięstwa
Wzgórze Ciemnych Mocy to tłumaczenie nazwy Dol Guldur. Projektując to miejsce Alan Lee wzorował się na pracach Piransiego, który w XVIII wieku stworzył serię rysunków przedstawiających niszczejące ruiny i lochy. Ale inspiracji było znacznie więcej. Jedną z niespodzianek tego miejsca jest pojawienie się Palantira, kamienia używanego do komunikacji. Ostatecznie scenę nakręcono, ale nie zmieściła się ona w filmie. Osobny fragment poświęcono Upiorom Pierścienia, które zyskały nowy wygląd w filmie oraz Sauronowi, który objawił swoje oblicze w „Hobbicie”. Miało też dojść do spotkania Gandalfa z Sauronem w Morzu Rhun, ale mimo prac koncepcyjnych, z nakręcenia tych scen zrezygnowano.

3. Ereborn: Samotna Góra
Miasto krasnoludów znajdujące się we wnętrzu Samotnej Góry. Twórcom zależało, by Erebor różnił się od Morii, miasta krasnoludów odwiedzonych we „Władcy Pierścieni”. Wszystkie budowle Ereboru zostały wykute w skale, a z Morią łączy je zamiłowanie do wielkich posągów i rzeźb. Jedną z inspiracji dla projektowania Ereboru był Pomnik Bitwy Narodów w Lipsku, wokół którego znajdują się wykute w skale postaci rycerzy. Miasto krasnoludów po przejściu smoka, też musiało nabrać innego charakteru. Tutaj wzorowano się na zniszczonych wnętrzach wielu znakomitych budynków w Detroit. Osobnym zadaniem było zaprojektowanie królewskich strojów dla krasnoludów. Pracujący przy filmie twórcy zgodnie uznali, że są to najlepsze z ich projektów stworzonych podczas całej produkcji „Hobbita”. Kolejnym zadaniem dla ekipy był wygląd arcyklejnotu, a choć to mały przedmiot to musiał wyglądać w sposób niezwykły i okazało się, że prace nad nim przyniosły spore trudności.  Tych było w Ereborze jeszcze mnóstwo.

W „Hobbicie” zbudowano 170 różnych planów, a Peter Jackson mówi, że bardzo trudno było mu się rozstać z tymi pracami. Dlatego dziś wiele z nich przechowywanych jest w przepastnych magazynach, które według niektórych przypominają te z „Poszukiwaczy zaginionej arki”.

Żegnajcie, przyjaciele!

W tym materiale twórcy mówią, jak ciężko było im uświadomić sobie, że prace nad „Hobbitem” dobiegły końca. Ostatnie z nich polegały na nagrywaniu dialogów do filmu. Podsumowując to wielkie doświadczenie twórcy wspominają różnice w pracy nad „Władcą Pierścieni” i to jak wiele zmieniło się po latach, gdy przystępowano do pracy nad „Hobbitem”. Przez wszystkie te lata niemal ten sam zespół ludzi pracował nad sześcioma filmami rozgrywającymi się w Śródziemiu. Ich nakręcenie zajęło w sumie 17 lat.

Materiały dodatkowe

1. Butt-Nums-A-Thon 2011 – powitanie
Specjalny filmik nakręcony z okazji festiwalu Butt-Nums-A-Thon. Quint z Ain’t It Cool News odwiedził plan „Hobbita” i oczywiście dobrze się bawił.
2. Wideoklip „Rivers of Gold”
Cóż… To trzeba zobaczyć.
3. Prawdziwy Adam Brown
Zabawne naśmiewanie się z Oriego.

Wspomnienie Andrew Lesnie
Autor zdjęć filmowych do wszystkich filmów Petera Jacksona o Śródziemiu zmarł w tym roku. Dla ekipy był to szok. Twórcy oddali mu specjalny hołd w tym materiale, który ukazuje Andrew Lesnie przy pracy nad filmami.

***

Ponad 10 godzin materiałów dodatkowych na płycie „Hobbit: Bitwa Pięciu Armii”, a w sumie trzy razy tyle na wszystkich wersjach rozszerzonych z tą serią i jeszcze wiele kolejnych godzin z „Władcą Pierścieni”. Trzeba uczciwie przyznać, że Peter Jackson i jego ekipa dołożyli wszelkich starań, by utrwalić na taśmie ogrom prac, jakie towarzyszyły im podczas realizacji obu trylogii. Wszystkie te materiały dodatkowe to ogromna skarbnica wiedzy o produkcji filmów w ogóle, świecie Tolkiena i fantasy jako gatunku. Przez lata odbywaliśmy tę wyprawę wspólnie i chyba możemy uznać, że ich wysiłek bardzo się opłacił – nam wszystkim.


Kończy się także moja filmowa przygoda ze światem Śródziemia i wyobraźnią zespołu utalentowanych twórców pod kierownictwem Petera Jacksona. Kiedyś nawet nie marzyłem, aby zobaczyć w kinie te niezwykłe światy, o filmach nie marzyłem, książki Tolkiena żyły inaczej. Filmowe Śródziemie zostało przez te 17 lat zwizualizowane i trudno będzie od teraz inaczej patrzeć na wizję profesora Tolkiena, niż właśnie poprzez filmy Jacksona i krajobrazy Nowej Zelandii. Gandalf już zawsze będzie miał twarz Iana McKellena, a Frodo wielkie oczy Elijah Wooda. Gdy nasz czas przeminie i odpłyniemy do krain nieśmiertelnych, za nami pozostaną dwie słynne filmowe serie, ukazujące Śródziemie i opisujące pasjonujące historie, jakie tam się rozegrały. Zapewne do niektórych z tych filmów będziemy powracać z większą przyjemnością, ale jako całość są one potwierdzeniem ludzkiego geniuszu i możliwości technicznych współczesnego kina. Mieliśmy ogromne szczęście dorastać i żyć w czasach, kiedy światu dane było śledzić i pasjonować się „Władcą Pierścieni” i „Hobbitem”. Już nikt i nigdy nam tego nie odbierze. Dziękuję. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz