Opowieść dobiegła końca. Wraz z
edycją rozszerzoną trzeciej części „Hobbita” Peter Jackson definitywnie
zakończył swoją przygodę ze Śródziemiem i Tolkienem (czy na pewno?). Co
przyniosła nam ta ostatnia odsłona „Hobbita”? Oto moja ocena wersji rozszerzonej filmu "Hobbit: Bitwa Pięciu Armii" oraz spojrzenie na całą trylogię z małej perspektywy czasu.
Osoby, które nie polubiły tej
serii raczej nie skuszą się na wersję rozszerzoną finałowej odsłony i mogą tego
kiedyś żałować, ale widzowie, którzy z przyjemnością odbywali dotychczasową podróż
Bilba i krasnoludów, będą miały z rozszerzonej wersji „Bitwy Pięciu Armii”
wiele frajdy. Dokładnie jak to miało miejsce z poprzednimi częściami, tak i
teraz Jackson i jego ekipa nie szczędzą widzom wielu atrakcji. Śmiem nawet
napisać, że właśnie tutaj sceny te wnoszą najwięcej do prezentowanej historii.
Mało tego, znacznie ją wzbogacają, nakręcają, czynią jeszcze bardziej
dynamiczną i wartościową dla całej historii.
Wersja rozszerzona, a co za tym
idzie nowe sceny w filmie, przynoszą sporo niespodzianek. Duże wrażenie zrobią
na widzach: szalona jazda krasnoludzkim rydwanem (te pojazdy są tutaj
wyeksponowane szczególnie), na swój sposób zabawna walka Gandalfa z trollem
wraz z dokończeniem historii Alfrida oraz rozbudowane walki na polu u podnóża
Samotnej Góry. Spodoba się na pewno sposób w jaki Bofur ujeżdża trolla (będzie
to miało znaczenie dla przebiegu dalszej historii, a nawiązuje do słynnej sceny
z „Powrotu Króla”) oraz Bifur tracący swój niepowtarzalny atrybut. Więcej jest
w dodatkowych scenach Orłów, ale nieznacznie tylko więcej Beorna. Wersja
rozszerzona przynosi sceny pogrzebu Thorina, Filiego i Kiliego oraz spotkanie z
nowym władcą krasnoludów. Takich smaczków podczas seansu rozszerzonej wersji
„Bitwy Pięciu Armii” jest znacznie więcej i zdecydowanie wpływają one na bardzo
pozytywny odbiór całego filmu.
Liczyłem na kilka jeszcze innych kluczowych
scen znanych z książkowego „Hobbita”. Ciągle z filmu nie wynika dlaczego Bilbo
powraca do domu ze szkatułą, którą zakopano w jaskini goblinów. Nie ma też
końcowej sceny książkowej ze spotkania Bilba i Balina, który wyruszał odbić
Morię, a przecież byłby to wspaniały wstęp do „Władcy Pierścieni”, gdzie
wydarzenia te są przywoływane. Nie dopuszczam myśli, że tak kluczowych scen nie
nakręcono. Czyżby Peter Jackson szykował kolejną wersję?
Peter Jackson i jego zespół mówią
dziś otwarcie, że pośpiech w pracy uniemożliwił im prawidłowe przygotowanie się
do realizacji „Hobbita”. Mi ten pośpiech jawi się przede wszystkim w
niedopracowanych efektach wizualnych, które z pewnością wpływają na odbiór
całego filmu. Tła komputerowe są niestety zbyt widoczne, większość
multiplikacji wypada sztucznie i powtarzalnie, scenografia komputerowa
rozczarowuje, bo widać tutaj jak bardzo jest dopieszczona, a przez to nie budzi
zaufania. Za mało jest w „Hobbitach” zdjęć w autentycznych plenerach, z
udziałem licznych prawdziwych statystów, setek koni itp. Mi to przeszkadza bardzo.
Do tego wszystkiego przesadna ostrość zdjęć. Dziś nawet sam Peter Jackson nie
wspomina o realizacji filmów z użyciem 48 klatek na sekundę, co dla mnie jest
potwierdzeniem podjęcia błędnej decyzji na początku tej produkcji. Postawionym
wysokim wymaganiom technicznym niestety „Hobbit” nie sprostał, twórcy nie
zdążyli ukończyć wielu scen, niektóre pozostawiają wiele do życzenia. Będzie
się można o tym przekonać oglądając dodatki do wydania rozszerzonego z „Bitwą
Pięciu Armii”.
Podsumowując całą trylogię, mogę
napisać, że „Hobbit” jest jednak udaną filmową przygodą rozgrywającą się w fantastycznych
światach. Nakręcona z niewielkiej książki a podzielona na trzy części opowieść niesie
wiele ciekawych historii, bohaterowie są atrakcyjni, akcja jest wartka, nawiązania
do „Władcy Pierścieni” czytelne, wizualny rozmach imponujący, a smok… wiadomo,
lepszego w kinie nie było nigdy wcześniej. Można narzekać na „Hobbita”, ale
warto zauważyć, że wśród produkcji fantasy nie ma dziś zbyt wiele realizacji tak
wystawnych i stojących na tak wysokim poziomie. Zalecam też obejrzenie tej i
poprzednich części rozszerzonych dopiero po zapoznaniu się z wszystkimi
dodatkami. Po zdobyciu takiej wiedzy spojrzymy na te filmy w pełnej
perspektywie i będziemy mogli docenić ich siłę oraz wartość.
Wersja Blu-ray
Raz jeszcze Peter Jackson
pokazał, że jest twórcą przywiązującym dużą wagę do szczegółów technicznych,
dźwięku i obrazu. Ten ostatni w wersji Blu-ray lśni czystością do przesady, a
dźwięk wybrzmiewa z każdego niemal miejsca, dostarczając widzom wielu smaczków.
Podkręcenie potencjometrów w trakcie oglądania filmu, sprawi na pewno wiele
przyjemności widzom, którzy na takie elementy zwracają szczególną uwagę. Obraz
w filmie to 1080p HD 16x9 2,4:1. Oryginalny angielski dźwięk to DTS-HD Master
Audio. Wersja rozszerzona posiada lektora polskiego w Dolby Digital 5.1. Na
rynku dostępnych jest kilka różnych wersji rozszerzonych filmu. Mamy DVD i
Blu-ray w wersji 2D i 3D oraz w zestawach z wszystkimi częściami i z figurką.
Cenione przez fanów wdania
rozszerzone to tradycyjnie godziny dodatków poświęconych realizacji filmu. Już
na początku towarzyszy im bardzo ładne polskie menu. Zanim jednak sięgniemy po
płyty dodatkowe, na tej z filmem znajdziemy komentarz twórców oraz kolejną
część przewodnika turystycznego przybliżającego nam Nową Zelandię. Po raz
kolejny brawa dla polskiego dystrybutora. Wszystkie dodatki posiadają polskie
napisy.
Płyty główne z dodatkami są dwie
i kontynuują wyprawę przez „Władcę Pierścieni” i „Hobbita” (po 2 części na
jeden film z obu trylogii). Pierwsza z nich posiada numer 11 i zatytułowana
jest „Zbiera się na burzę. Kroniki
Hobbita – część 3”. Całość materiałów dodatkowych na pierwszej płycie podzielono
na części, niemal zgodnie z przebiegiem akcji w filmie. Trwają one w sumie 4
godziny i 52 minuty. Rozdziały te zatytułowane są:
W lochach nekromanty
Twórcy zabierają nas do Dol
Guldur, gdzie na początku przypominają poprzednią rozszerzoną część filmu i
spotkanie Gandalfa z Thrainem (czasami kręcono sceny z trzema aktorami
grającymi tę rolę). W tym materiale polubicie na pewno Cate Blanchett i jej
dzieci oraz szalejącego Iana McKellena. Co ciekawe dopiero w „Hobbicie” ta
dwójka wybitnych aktorów miała okazję pracować razem na planie, bo we „Władcy
Pierścieni” takiej możliwości nie było. W dodatku tym poświęcono też nieco
miejsca Christopherowi Lee, który zagrał Sarumana. Jak wiemy aktor zmarł kilka
miesięcy temu więc ze wzruszeniem słuchamy jego wspomnień z planu. Świetna jest
scena, w której Galadriela walczy z Sauronem, a my oglądamy tę scenę bez użycia
jeszcze efektów wizualnych. Czarnego Władcę zagrał Benedict Cumberbatch a
filmik przybliża nam jego pracę nad czarną mową. Całość wypełniona jest scenami
z prac na planie, także tymi nieudanymi i humorystycznymi (szczególnie z
udziałem Iana McKellena).
Ogień i woda
W tym materiale twórcy
przyglądają się scenom rozgrywającym się w Mieście nad Jeziorem podczas ataku
Smauga. Jest tutaj ukazana praca z „niewidzialnym smokiem” a przede wszystkim
kaskaderskie wysiłki Luke’a Evansa by wiarygodnie wypaść w roli Barda.
W cieniu góry
To jedne z nielicznych fragmentów
„Hobbita” kręconych w terenie, a jak wiadomo górzyste obszary Nowej Zelandii
wyglądają w tych historiach pięknie. I o ile kiedyś we „Władcy Pierścieni” poświęcono
czas w materiałach wideo np. koniom, tak dziś spora ich część to ukazanie pracy
z helikopterami. Wiele to mówi o podejściu do pracy i upływie czasu od realizacji
poprzedniej trylogii. Kręcąc ujęcia w „Hobbicie” sporym wyzwaniem dla twórców
była pogoda, która zmieniała się bardzo szybko. Ucierpiał na tym słynny fotel
Petera Jacksona.
W ślad za smokiem
Kolejny plener. Jezioro Pukaki to
jedno z najważniejszych miejsc, w których powstawał trzeci film. To na jego
brzegu schronienie znajdują ludzie, którzy przeżyli atak smoka w Mieście nad
Jeziorem. Reżyser zażyczył sobie zagospodarowania kilku kilometrów plaży, na
której rekwizytorzy rozłożyli swoje zabawki. Warto też dowiedzieć się co to
takiego Krzyż Wiktorii i jaką rolę odegrał podczas pracy na planie.
Chmury się zbierają
To materiał, w którym twórcy
mówią wprost, że nie mieli odpowiedniego czasu na pre-produkcję „Hobbita”. O
ile we „Władcy Pierścieni” przygotowania do zdjęć trwały 3 lata, tak tutaj było
znacznie mniej czasu, a skutkowało to wiadomymi problemami z synchronizacją
pracy nad poszczególnymi częściami „Hobbita”. Kłopoty miały związek z odejściem
z produkcji Guillermo del Toro i przejęciem przez Petera Jacksona całej
produkcji. „Nowy” reżyser nie miał już tak wiele czasu na przygotowanie, a
chciał nakręcić całkiem innym film niż jego poprzednik. Peter Jackson rozpoczął
więc kręcenie „Hobbita” praktycznie bez żadnych przygotowań. Terminy goniły,
Jackson spał po 3 godziny na dobę.
Tak ekipa dotarła do Ereboru,
gdzie powstawały bardzo ważne elementy tej produkcji. Mi przypadła do gustu szczególnie
scena, w której do bramy zbliżają się król elfów z Bardem. Na czym przyjechał
król elfów, bo przecież nie na łosiu? Jest też fragment o naukowym podejściu do
„smoczej choroby” i sama praca nad nią na planie oraz ukazanie przygnębiającej
depresji Thorina. I cały czas ten pośpiech, pośpiech, pośpiech. To musiało się
odbić na filmie skoro sam Jackson mówi, że wiele rzeczy wymyślał na bieżąco, a
scenariusz nigdy praktycznie nie został ukończony. Tak było też z finałową
Bitwą Pięciu Armii, której planów nie zdążono dopracować na czas i ekipa
musiała wznowić prace po kilku miesiącach przerwy. Jak przeżył to Peter Jackson
można zobaczyć w tym właśnie dodatku.
Liczne rozstania
Zdjęcia do „Hobbita” podzielone
zostały na dwie główne części. Pierwsza z nich dobiegła końca po 266 dniach.
Wzruszające było kręcenie pożegnania Bilba, a łzy na twarzach krasnoludów nie
było udawane. Już po obejrzeniu wersji rozszerzonej warto zobaczyć jak kręcono
scenę pogrzebu i pożegnania Thorina, Filiego i Kiliego oraz grobowiec, w którym
ich pochowano. Ten materiał to też liczne inne pożegnania z poszczególnymi
aktorami występującymi w filmie oraz szczegóły dotyczące koła fortuny, które
działało na planie i przynosiło radość ekipie. I w końcu samo zakończenie prac
nad filmem, które było wielkim świętem całego zespołu. Specjalne miejsce ma
tutaj zmarły niedawno Andrew Lesnie, autor zdjęć do wszystkich tolkienowskich
filmów Petera Jacksona.
Chmury pękają
To materiał, w którym oglądamy
prace na planie w Dale, które nie zostały nakręcone podczas pierwszej części
zdjęć. Wraz z decyzją o tym, że „Hobbit” będzie miał trzy części postanowiono
rozwinąć bitwę rozgrywającą się w mieście ludzi. Wtedy też przystąpiono do
nakręcenia głównych zdjęć do Bitwy Pięciu Armii. Realizując walki w Dale na
planie pracowało 130 kaskaderów. Mi podobała się historii laski Gandalfa, którą
otrzymał od Radegasta, a która nieco namieszała na planie „Hobbita” a zagrała
wcześniej we „Władcy Pierścieni”. Podczas pracy nad filmem nakręcono znacznie
więcej materiału niż można zobaczyć nawet w wersji rozszerzonej. W materiale znalazła
się niemal cała scena z udziałem Bilba, Barda i żołędzia, a odegrała ona ważną
rolę w bitwie o Dale. Doszło też do prawdziwego pożaru…
Ostatni desperacki opór
W tym dodatku obserwujemy
wydarzenia na Kruczym Wzgórzu, gdzie Legolas i krasnoludy mierzą się z
przywódcami orków. Latający Legolas nie każdemu przypadł do gustu podczas
seansu, ale Jackson był tym pomysłem zachwycony, a sam Orlando Bloom był pełen
podziwu dla twórców efektów wizualnych. Reżyser lubił robić dowcipy aktorowi i
jedną z takich zabawnych scen można tutaj zobaczyć. W końcu spotykamy Tauriel,
która w jednej ze scen otrzymała mocny i prawdziwy cios w głowę. Podobnie
sprawa miała się z jej dublerką, której kaskaderzy nie oszczędzali w walce z
Bolgiem. Krucze Wzgórze to też scena poruszającej śmierci Thorina oraz ostatnia
scena Gandalfa i Bilba po bitwie, która oryginalnie w scenariuszu była inna, a
zakończyła się znamiennym milczeniem. Było to też ostatnie historyczne ujęcie z
udziałem Iana McKellena w roli Gandalfa i jego pożegnanie z opowieściami ze
Śródziemia. Wzruszeniom nie było końca.
Z bramy
Materiał poświęcony dokrętkom,
które miały miejsce kilka miesięcy po zakończeniu prac nad główną częścią
„Hobbita”. To wtedy nakręcono najważniejsze i główne ujęcia Bitwy Pięciu Armii.
Na początku oglądamy sceny, w których Bombur gra na wielkim rogu i zapowiada
włączenie się drużyny Thorina do walki. Potem przechodzimy przez materiał
poświęcony zbrojom noszonym przez krasnoludy, które zostały odrzucone
ostatecznie z powodu niepraktycznego zastosowania. Bardzo fajnie ogląda się całą
serię ujęć z planu Bitwy Pięciu Armii, w tym walka, w której pojawia się rydwan.
Wzruszające jest też pożegnanie Martina Freemana, który zakończył swoją
przygodę z „Hobbitem”.
Ostatni etap
Ostatni dzień na planie „Hobbita”
można było w szczegółach śledzić na Facebooku na profilu Petera Jacksona. A
pojawiły się wtedy m.in…. pingwiny. Inaczej miała wyglądać scena śmierci
Thorina, bowiem jej świadkiem miał być Dwalin. Sceny takie nakręcono, nie
weszły one do filmu, ale można je zobaczyć w tym dodatku. I w końcu świętowanie
ostatniego dnia na planie oraz prezenty. Całość kończy podziękowanie dla
zmarłych: Christophera Lee oraz Andrew Lesnie.
Druga płyta z dodatkami nosi
numer 12 i jej główną część stanowi seria filmów dokumentalnych zatytułowanych
wspólnie „Tutaj, na końcu podróży”.
Całość tych materiałów trwa 5 godzin, reżyserem wszystkich jest Michael Pellerin,
a poszczególne części podzielone są na następujące rozdziały i podrozdziały:
Przy dźwiękach gromu: Tworzenie Bitwy Pięciu Armii
1. Plan
generalny, długa realizacja
Materiał zaczyna się tam, gdzie
skończyły się poprzednie dokumenty, czyli ostatniego dnia na planie filmowym. W
tym miejscu bowiem twórcy nakręcony materiał oddają w ręce „magików” tworzących
efekty wizualne. Twórcy stanęli przed sporym wyzwaniem bowiem Tolkien w książce
poświęcił Bitwie Pięciu Armii tylko kilka stron, a Peter Jackson nie miał
scenariusza tych wydarzeń. Całość tych wydarzeń została stworzona w
post-produkcji. Zacznijmy więc od tytułowych pięciu armii, bo czasami ma się
wrażenie, że było ich więcej. Inaczej widział to Tolkien, inaczej twórcy filmu.
Ludzie, elfy i krasnoludy to sprawa jasna, ale po drugiej stronie w książce
mamy gobliny i wargi, a w filmie armie Azoga i Bolga. Wielkim wyzwaniem dla
twórców było projektowanie wyglądu poszczególnych armii oraz wymyślenie planu
samej bitwy, która wzorowana była na wojnach napoleońskich.
2
2. Na
froncie wirtualnego pola bitwy
1 maja 2014 roku (pół roku przed
premierą trzeciej części) twórcy zaczęli dopiero tworzyć Bitwę Pięciu Armii na
ekranie komputerów. Twórcy wrócili do kręcenia filmu, ale na planie wirtualnym
i bez udziału głównych aktorów, a tylko wykorzystując pracę 12 osób w
specjalnych kostiumach do motion-capture. Okazuje się, że 25 procent tego filmu
to efekty cyfrowe, a 95 procent wszystkich ujęć posiada efekty. Choreografia
poszczególnych armii to kolejne z wyzwań czekających na twórców. Świetne jest
pokazanie jak za pomocą plastikowych żołnierzyków Jackson planował bitwy we
„Władcy Pierścieni”, a jak za pomocą nowej technologii wchodzi sam w
pre-wizualizacje i komponuje przebieg bitwy w filmie. Jako fan trolli podoba mi
się dłuższa chwila poświęcona tym postaciom, bowiem reżyser postawił przed
zespołem zadanie, by były one inne od znanych dotychczas.
3. Zmiana
kierunku
Jak włączenie się do bitwy 13
krasnoludów może zadecydować o pokonaniu 15 tysięcy wrogów? Dla Petera Jacksona
stawiło to spore wyzwanie, a pomysł polegał na zniszczeniu punktu dowodzenia
Azoga na Kruczym Wzgórzu. I tutaj twórcy koncepcji wizualnych oraz efektów
stanęli przed kolejnymi trudnymi zadaniami. Pojawia się więc rydwan, który
pomoże Thorinowi dotrzeć do swojego wroga. To jedna z najtrudniejszych
sekwencji z użyciem efektów w całym filmie, ale twórcy nie zdążyli jej ukończyć
na premierę kinową i wielu bardzo tego żałowało. Inne wyzwanie to Legolas
biegnący po rozpadającej się wieży oraz walka Azoga i Thorina na zamarzniętym
jeziorze. Tę drugą scenę kręcono osobno z każdym z aktorów, a w roli Azoga
wystąpił Manu Bennett. Jak wiadomo z wersji kinowej Beorn pojawił się tylko na
chwilę, nieco więcej czasu poświęcono mu w wersji rozszerzonej, a filmik
pokazuje całą komputerową wizualizację z jego udziałem. Jest też specjalne
miejsce poświęcone wersji rozszerzonej i pracy nad scenami, które nie trafiły
do wersji kinowej.
Ludy i mieszkańcy Śródziemia
1. Tauriel:
córka lasu
Elfy to dla Tolkiena dusza
Śródziemia. W materiale otrzymujemy historyczne spojrzenie na pochodzenie
elfów, inspiracje dla Tolkiena oraz ich ukazanie w filmach Petera Jacksona. W
„Hobbicie” skupiono się na pokazaniu Leśnych Elfów, które były bardziej
wojownicze i mniej mądre od Elfów Wysokiego Rodu z Zachodu. By dobrze pokazać
Leśne Elfy powołano do życia Tauriel. Jackson i ekipa długo myśleli o kobiecej
postaci w filmie i z wielu pomysłów postanowili skupić się właśnie na niej.
Projektowanie jej wyglądu było oczywiście kolejnym wyzwaniem i ten proces można
prześledzić w materiale.
2. Thranduil:
król drewna i kamienia
W książce Tolkiena Thranduil w
ogóle nie jest nazwany z imienia, a w filmie znacznie rozwinięto tę postać.
Pisarz pozostawił jednak kilka wskazówek, które z powodzeniem wykorzystano w
filmie. W tym miejscu poznamy też historię dawnego sporu pomiędzy elfami i
krasnoludami, który będzie miał wpływ na przebieg wydarzeń w „Hobbicie” i we „Władcy
Pierścieni”. Obecność Thranduila wymusiło też pojawienie się jego syna –
Legolasa, a przecież w książkowym „Hobbicie” ta postać się nie pojawiła.
3. Dain
Żelazna Stopa: Władca Żelaznych Wzgórz
Spotkanie z prawdziwą armią
krasnoludów, którą Jackson chciał pokazać w sposób szczególny. W książkowym „Hobbicie”
to właśnie Dain zabija Azoga, w filmie zostało to inaczej rozwiązane. Postać
Daina miała odegrała ważną rolę, szczególnie w wersji rozszerzonej. Okazuje
się, ze grający Daina Billy Connolly nie czytał książki, nie lubił w ogóle
świata Tolkiena, ale propozycję przyjął z zainteresowaniem. Jego postać wypadła
znakomicie. W materiale mamy też miejsce poświęcone krasnoludzkim kobietom.
Królestwa Trzecie Ery: Od miasta Dal do sal Ereboru
1. Dal:
Miasto ludzi
Wkład rysowników Alana Lee i
Johna Howe’a w stworzenie wizualnej strony „Władcy Pierścieni” oraz „Hobbita”
jest nie do przecenienia. Mówi o tym sam Peter Jackson wymieniając ich, jako
głównych wizjonerów świata ukazanego w filmach. I rzeczywiście obaj
ilustratorzy byli wielkim wsparciem dla twórców tych filmów, choć bardzo się
różnią w pracy i podejściu do zadań. Panowie opowiadają o rzeczach, które ich
wyróżniają, co robią prywatnie, jak odreagowują. I nie ma wątpliwości, że wiele
ich dzieli w podejściu do życia. Lee i Howe opowiadają w tym materiale o swojej
pracy przy poszczególnych lokalizacjach. Pierwszą z nich jest miasto Dale,
które zainspirowane zostało budowlami z Dalekiego Wschodu. Twórcy pokazują nam Dale w latach świetności
oraz po zniszczeniu przez Smauga. Tworząc obraz zniszczenia twórcy wzorowali się
na Pompejach.
2. Dol
Guldur: Wzgórze czarnoksięstwa
Wzgórze Ciemnych Mocy to
tłumaczenie nazwy Dol Guldur. Projektując to miejsce Alan Lee wzorował się na
pracach Piransiego, który w XVIII wieku stworzył serię rysunków
przedstawiających niszczejące ruiny i lochy. Ale inspiracji było znacznie
więcej. Jedną z niespodzianek tego miejsca jest pojawienie się Palantira,
kamienia używanego do komunikacji. Ostatecznie scenę nakręcono, ale nie
zmieściła się ona w filmie. Osobny fragment poświęcono Upiorom Pierścienia,
które zyskały nowy wygląd w filmie oraz Sauronowi, który objawił swoje oblicze
w „Hobbicie”. Miało też dojść do spotkania Gandalfa z Sauronem w Morzu Rhun,
ale mimo prac koncepcyjnych, z nakręcenia tych scen zrezygnowano.
3. Ereborn:
Samotna Góra
Miasto krasnoludów znajdujące się
we wnętrzu Samotnej Góry. Twórcom zależało, by Erebor różnił się od Morii,
miasta krasnoludów odwiedzonych we „Władcy Pierścieni”. Wszystkie budowle Ereboru
zostały wykute w skale, a z Morią łączy je zamiłowanie do wielkich posągów i
rzeźb. Jedną z inspiracji dla projektowania Ereboru był Pomnik Bitwy Narodów w Lipsku,
wokół którego znajdują się wykute w skale postaci rycerzy. Miasto krasnoludów
po przejściu smoka, też musiało nabrać innego charakteru. Tutaj wzorowano się
na zniszczonych wnętrzach wielu znakomitych budynków w Detroit. Osobnym
zadaniem było zaprojektowanie królewskich strojów dla krasnoludów. Pracujący
przy filmie twórcy zgodnie uznali, że są to najlepsze z ich projektów stworzonych
podczas całej produkcji „Hobbita”. Kolejnym zadaniem dla ekipy był wygląd arcyklejnotu,
a choć to mały przedmiot to musiał wyglądać w sposób niezwykły i okazało się,
że prace nad nim przyniosły spore trudności. Tych było w Ereborze jeszcze mnóstwo.
W „Hobbicie” zbudowano 170
różnych planów, a Peter Jackson mówi, że bardzo trudno było mu się rozstać z
tymi pracami. Dlatego dziś wiele z nich przechowywanych jest w przepastnych
magazynach, które według niektórych przypominają te z „Poszukiwaczy zaginionej
arki”.
Żegnajcie, przyjaciele!
W tym materiale twórcy mówią, jak
ciężko było im uświadomić sobie, że prace nad „Hobbitem” dobiegły końca.
Ostatnie z nich polegały na nagrywaniu dialogów do filmu. Podsumowując to
wielkie doświadczenie twórcy wspominają różnice w pracy nad „Władcą Pierścieni”
i to jak wiele zmieniło się po latach, gdy przystępowano do pracy nad „Hobbitem”.
Przez wszystkie te lata niemal ten sam zespół ludzi pracował nad sześcioma filmami
rozgrywającymi się w Śródziemiu. Ich nakręcenie zajęło w sumie 17 lat.
Materiały dodatkowe
1. Butt-Nums-A-Thon
2011 – powitanie
Specjalny filmik nakręcony z
okazji festiwalu Butt-Nums-A-Thon. Quint z Ain’t It Cool News odwiedził plan „Hobbita”
i oczywiście dobrze się bawił.
2. Wideoklip
„Rivers of Gold”
Cóż… To trzeba zobaczyć.
3. Prawdziwy
Adam Brown
Zabawne naśmiewanie się z Oriego.
Wspomnienie Andrew Lesnie
Autor zdjęć filmowych do
wszystkich filmów Petera Jacksona o Śródziemiu zmarł w tym roku. Dla ekipy był
to szok. Twórcy oddali mu specjalny hołd w tym materiale, który ukazuje Andrew
Lesnie przy pracy nad filmami.
***
Ponad 10 godzin materiałów
dodatkowych na płycie „Hobbit: Bitwa Pięciu Armii”, a w sumie trzy razy tyle na
wszystkich wersjach rozszerzonych z tą serią i jeszcze wiele kolejnych godzin z
„Władcą Pierścieni”. Trzeba uczciwie przyznać, że Peter Jackson i jego ekipa
dołożyli wszelkich starań, by utrwalić na taśmie ogrom prac, jakie towarzyszyły
im podczas realizacji obu trylogii. Wszystkie te materiały dodatkowe to ogromna
skarbnica wiedzy o produkcji filmów w ogóle, świecie Tolkiena i fantasy jako
gatunku. Przez lata odbywaliśmy tę wyprawę wspólnie i chyba możemy uznać, że
ich wysiłek bardzo się opłacił – nam wszystkim.
Kończy się także moja filmowa przygoda
ze światem Śródziemia i wyobraźnią zespołu utalentowanych twórców pod
kierownictwem Petera Jacksona. Kiedyś nawet nie marzyłem, aby zobaczyć w kinie
te niezwykłe światy, o filmach nie marzyłem, książki Tolkiena żyły inaczej. Filmowe
Śródziemie zostało przez te 17 lat zwizualizowane i trudno będzie od teraz
inaczej patrzeć na wizję profesora Tolkiena, niż właśnie poprzez filmy Jacksona
i krajobrazy Nowej Zelandii. Gandalf już zawsze będzie miał twarz Iana
McKellena, a Frodo wielkie oczy Elijah Wooda. Gdy nasz czas przeminie i
odpłyniemy do krain nieśmiertelnych, za nami pozostaną dwie słynne filmowe
serie, ukazujące Śródziemie i opisujące pasjonujące historie, jakie tam się
rozegrały. Zapewne do niektórych z tych filmów będziemy powracać z większą
przyjemnością, ale jako całość są one potwierdzeniem ludzkiego geniuszu i
możliwości technicznych współczesnego kina. Mieliśmy ogromne szczęście dorastać
i żyć w czasach, kiedy światu dane było śledzić i pasjonować się „Władcą
Pierścieni” i „Hobbitem”. Już nikt i nigdy nam tego nie odbierze. Dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz