Była spora szansa, by powrót
„Terminatora” się udał. Niestety twórcy zdecydowanie przedobrzyli, chcąc
zadowolić fanów poprzednich części i przyciągnąć nowych. W dodatku film zrobili
dla nastolatków, a to w dzisiejszym kinie droga zdecydowanie na skróty.
Zawiodło kilka czynników, takich
jak m.in.: zawiły scenariusz łączący kilka znanych motywów i próbujący dodać
nowe założenia; powierzenie reżyserii Alanowi Taylorowi (nieudany „Thor 2”),
który niestety jest tylko przeciętnym rzemieślnikiem i nie proponuje autorskich
rozwiązań; silenie się na uzasadnienie powrotu Arnolda Schwarzeneggera; słaby
występ kilku aktorów grających pozostałe główne role; efekty wizualne tylko na
dobrym poziomie. Przede wszystkim jednak zrobiono złe założenia. Postawiono na
widowisko, kosztem historii i bohaterów. Dokładnie odwrotnie, niż to miało
miejsce w 1984 roku, kiedy kręcono pierwszego „Terminatora”.
Po obejrzeniu tej filmowej hybrydy,
łączącej dotychczasowe „Terminatory” i dodającej nową jakość, wiadomo już, że
reaktywacja tematu była tylko i wyłącznie nastawiona na zysk. Okazało się to także
założeniem błędnym. W takich produkcjach trzeba patrzeć nieco szerzej, odważyć
się na ryzyko, zrezygnować z kilku elementów, a zastąpić je nową jakością. Ekipa
„Terminatora Genisys” nie odważyła się na takie kroki, postanowiono podążać
sprawdzonym szlakiem, mając zapewne wiarę w słuszność podjętych decyzji i
wypatrując w przyszłości kolejnych części tej serii. Po porażce nowego
„Terminatora”, zaplanowanych sequeli nie będzie.
Łączenie dwóch pierwszych
„Terminatorów” z nowymi pomysłami, na kilku poziomach nie wypada źle, ale jako
całość nie przekonuje. Za dużo trzeba wyjaśniać przydługimi monologami, a to w
takim filmie jest „zbrodnią”, która doprowadziła do ponad dwugodzinnego
męczącego seansu. Scen akcji jest zdecydowanie za dużo i są one przeładowane
efektami. Pomysł na samo „Genisys” jest chyba najlepszym z wszystkich, jakie
tutaj wymyślono. To zagrożenie jest dziś bardzo znajome i oddaje obraz
szaleństwa technologicznego, jakie towarzyszy nam na co dzień.
Zawodzą niestety elementy
humorystyczne, których zadanie jest bardzo czytelne i na czasie, ale też
zbyteczne w takim filmie. Nowego „Terminatora” chciano dostosować do wymogów
dzisiejszej widowni, ale ta nie dała się oszukać i zapewne znacznie chętniej
obejrzałaby „Terminatora” w wydaniu „hard”. Takim sposobem wskrzeszenie serii
mogło się udać, ale niestety PG-13 na wiele nie pozwala – dostaliśmy więc proste
kino rozrywkowe dla masowego odbiorcy. Szkoda straconej szansy na świetne kino
science-fiction.
Wydanie Blu-ray
Można chwilę tylko pomarudzić nad
jakością obrazu. Jest on doprowadzony do perfekcji, ale czasami zbyt ostre
kadry powodują, że czujemy otaczającą nas sztuczność. Ma to swoje dobre i złe
strony, ale raczej nie przeszkadza w odbiorze filmu. Za to dźwięk to już
mistrzostwo świata i doskonały przykład wykorzystania technologii do stworzenia
widowiskowego kina akcji, gdzie przelatujący helikopter słychać dokoła naszej
głowy. Takich efektów jest w filmie więcej, bowiem pozwalają na to liczne
wybuchy czy strzelaniny. Nieprzypadkowo oryginalny angielski dźwięk to Dolby
Atmos (a polski to Dolby 5.1). Wydanie Blu-ray posiada dodatki, w pełni
przetłumaczone na nasz język. Wszystkie trzy są reportażami, które przybliżają
produkcję od strony realizacyjnej. Lubię wchodzić na takie plany filmowe i
podpatrywać twórców przy pracy.
Dynamika w zespole. Zespół aktorski
Dość przeciętny i tradycyjny
making of poświęcony aktorom występującym w filmie. Wszyscy są zachwyceni
wszystkimi. Największą wartością tego dodatku są ujęcia z planu filmowego.
Widać tutaj jak wiele w filmie znalazło się efektów wizualnych i jak budowano
emocjonalne sceny na planie. Każdy z aktorów otrzymał tutaj swój krótki
fragment, został pochwalony przez producentów i mógł opowiedzieć o swojej pracy
nad filmem. W dodatku każdy wspomina swój seans pierwszego „Terminatora” i
wpływ jaki na niego wywarł. Całość trwa około 15 minut.
Infiltracja i terminacja
Materiał poświęcony pracy na
planie filmowym w Nowym Orleanie i San Francisco. Bardzo ciekawie pokazana jest
praca w przestrzeniach specjalnie zbudowanych na potrzeby przyszłej wojny.
Widać tutaj spory wysiłek budowlany i scenograficzny. Fani na pewno będą mieli
sporo frajdy oglądając realizację sceny z udziałem dwóch T-800, rozgrywającą
się w parku. Nie tylko efekty wizualne odegrały tutaj ważną rolę. Sceny
nawiązujące do pierwszego „Terminatora” wypadły bardzo przekonująco i
realizacyjnie sprawiły dużą przyjemność ekipie. Producenci cieszą się ze współpracy
z Nowym Orleanem, które zgodziło się zamknąć m.in. jeden z wiaduktów w swoim
mieście aż na trzy dni (nie do pomyślenia w innych miastach). Dodatek trwa 25
minut.
Ulepszenia. Efekty wizualne
Najlepszy spośród wszystkich
dodatków. Przybliża prace nad efektami wizualnymi, a tutaj ukazano wiele
ciekawostek związanych z produkcją tego filmu. W tym materiale pojawia się
nawet sam James Cameron, który wspomina prace nad efektami w drugiej części
„Terminatora”. Nawiązania do poprzednich odcinków tej serii wymusiły na
twórcach pewne specyficzne podejście do efektów wizualnych. Od tej strony
specjaliści spisali się znakomicie. Materiał trwa niestety tylko 15 minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz