piątek, 30 marca 2018

Dyrektor PISF o prz(e)yszłości instytutu


Dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Radosław Śmigulski w ostatnich dniach udzielił kilku wywiadów naszej prasie. W rozmowie z Barbarą Hollender z „Rzeczpospolitej” odniósł się do wielu kwestii, które mocno dziś zastanawiają i trapią środowisko, spojrzał na dotychczasową działalność PISF i wskazał kierunek działania instytutu pod swoim kierownictwem. Oto najciekawsze fragmenty tej rozmowy.

Jak mówi Radosław Śmigulski po trzy miesiące urzędowania na stanowisku szefa PISF: Jeszcze bardziej upewniłem się, jak istotny jest on dla polskiej kultury i polskiego filmu, ale też musiałem spojrzeć na to miejsce z punktu widzenia menedżera, ocenić jego organizację. W tym miejscu dyrektor wspomniał o niedawnym audycie w PISF, który wykazał wiele nieprawidłowości, ale szczegółów na razie nie może wyjawić. Dowiedzieliśmy się jednak, że: Zawodzi efektywność procesów biznesowych, występują nieprawidłowości formalno-prawne, kadrowe, płacowe, nepotyzm. Przed nami są audyty dotyczące wydawania pieniędzy. Ale już wiadomo, że brakowało analiz i przejrzystości decyzji związanych z przekazywaniem dotacji różnym podmiotom. Po dofinansowaniu projektów nie robiono żadnych badań dotyczących trafności wyborów i tego, co dalej dzieje się z filmem.

Barbara Hollender odniosła się do sukcesów polskiego kina w czasach istnienia PISF. Ostatnie sukcesy filmów są bezsporne, ale nie zapominajmy, że powstaje jeszcze kilkadziesiąt innych tytułów, które z tak dobrym przyjęciem się nie spotykają, a ich prawidłowa ocena już na poziomie ekspertów mogła ograniczyć wydawaniem pieniędzy – mówi Śmigulski. Dyrektor wspomniał o tym, że wiele projektów było źle przygotowywanych, a otrzymało wsparcie PISF, ale tytułów tych nie chce wymieniać. Potem następuje fragment o tym, jak działa system umów z innymi inwestorami w Wielkiej Brytanii oraz co utrudnia współpracę z partnerami zagranicznymi. Dobra wiadomość jest taka, że prace nad projektem zachęt finansowych „są bliskie celu”.

Dyrektor PISF dodał, że kuleje w naszym kraju system dystrybucji: jest masa filmów finansowanych przez PISF, które w ogóle nie wchodzą do dystrybucji kinowej, wciąż nie mamy spełniającego światowe standardy box office'u, czyli statystyk frekwencji w kinach. Z tym ostatnim trzeba się zgodzić, ciągle dane z kin i z filmów są niejako reglamentowane. Chciałbym, żeby nasz rynek z każdym dniem stawał się coraz bardziej profesjonalny. I w tym widzę swoją rolę - dodał dyrektor.

Dalsza część rozmowy dotyczyła kwestii wsparcia polskiego kina. Dyrektor zadeklarował, że chce wspierać „sztukę”, a od ministra kultury otrzymał tylko jedna wskazówkę „jakość”. Nigdy nie rozmawialiśmy o kierunkach ideowych, programowych. Zastanawialiśmy się raczej nad rozwiązaniami prawnymi, które mają polepszyć sytuację polskich filmowców. Nie jest też planowane żadne inne rozwiązanie dotyczące finansowania polskiego kina. System ekspercki będzie nadal funkcjonował, nie ma pomysłów na jego zmianę. Nowy dyrektor da jednak możliwość zaistnienia projektom, które wcześniej nie miały takiej możliwości. Mam nadzieję, że skończą się zarzuty, iż o tym, jakie filmy powstają, decyduje wąska grupa reżyserów. Zależy mi na różnorodności tematycznej polskiego kina. I tego będę pilnował. Okazuje się, że w przeszłości były wartościowe konserwatywne projekty, które nie miały szansy na dofinansowanie. Rozmowa zeszła na „Smoleńsk”, ale dyrektor przyznał, że nie było to udane przedsięwzięcie: choć można zadać pytanie, czy ten film ze wsparciem instytutu, kręcony w większym komforcie twórczym, nie miałby efektu artystycznego na wyższym poziomie. Okazało się też, że Zdarzały się też recenzje niemerytoryczne, podyktowane subiektywnymi upodobaniami, pozbawione argumentacji. […] A dziś ocena projektów będzie miała charakter dużo bardziej obiektywny i transparentny.

Radosław Śmigulski ponownie zapytany został o gust filmowy, ale ponownie uchylił się od odpowiedzi. W pierwszym wywiadzie powiedziałem jedno zdanie o Kieślowskim i teraz często od reżyserów słyszę: „To jest projekt bardzo podobny do filmów Kieślowskiego". A inni mówią: „To jest kino narodowo-historyczne". Albo pytają: „Jakie projekty mamy panu przynieść?". W tym pytaniu kryje się sugestia: „Patriotyczne?". Nigdy niczego takiego nie powiedziałem, ale to sytuacja, z którą muszę się zmierzyć. Słusznie pyta pani Barbara czy przypadkiem nie rodzi się autocenzura wśród polskich twórców. Ja czekam na śmiałe scenariusze. A jeśli komuś brakuje odwagi, co mam na to poradzić? – odpowiada dyrektor PISF.

Są też znakomite wiadomości dla debiutantów, dla który – zgodnie ze słowami dyrektora – „idzie złoty okres”. Uruchomione zostaną mikrobudżety i już za 500-600 tysięcy złotych będzie można realizować pierwsze filmy, rok czy dwa po skończeniu szkoły. Zakładam, że będą to obrazy o tematyce współczesnej, pokazujące świat oczami młodych ludzi. Projekty oceni komisja złożona z dziesięciu osób. Dzięki programowi mikrobudżetów będzie powstawało 6–7 fabuł rocznie. Plus dwa, trzy dokumenty i dwie animacje. Studio Munka nie jest zagrożone, dodał dyrektor.

Kolejna część rozmowy dotyczyła dofinansowania w tak ważnych dziedzinach jak edukacja i upowszechnianie kultury filmowej. Wiele cennych inicjatyw nie otrzymało wsparcia w pierwszym rozdaniu, ale dyrektor zwraca uwagę na proces odwołania oraz drugi etap tych programów. Można tutaj odnaleźć kryteria, jakimi kierował się dyrektor przyznając pieniądze lub odrzucając wnioski. W mojej ocenie PISF powinien się koncentrować na imprezach znaczących dla polskiej kultury, których organizatorzy wykonują gigantyczną robotę, pozyskując środki prywatne. Nie mam przekonania, że musi wspierać każdy projekt, który włodarze miasta wymyślili sobie jako atrakcję turystyczną regionu. Jeśli ktoś robi lokalny festiwal, a głównym pomysłem na jego sfinansowanie są pieniądze PISF, to jest jakiś problem. Zwłaszcza że pozyskanie funduszy na poziomie lokalnym nie jest dziś aż takie trudne. Wygląda na to, że Kino na Granicy czy Polska Światłoczuła pozytywnie przejdą proces odwoławczy i uzyskają wsparcie PISF.

I jeszcze fragment, który zastanawia najbardziej. Z drugiej strony nie przesadzajmy też z argumentem dostępności do kultury, bo dzięki rozwojowi technologii możliwość dotarcia do filmów jest ogromna. To nieprawda, że można je oglądać tylko w kinie, podczas festiwalu. I tutaj pozwolę sobie na komentarz, bowiem pan dyrektor myli się najbardziej. Ja wiele wartościowych filmów obejrzałem tylko na festiwalach i potem nigdy już ich oficjalnie w Polsce nie było. Otóż dotarcie do filmów festiwalowych, artystycznych, autorskich i klasyki jest bardzo trudne i w dobie cyfrowej, wcale nie jest łatwo takie festiwalowe perełki znaleźć. Listę takich filmów można byłoby panu dyrektorowi przedstawić bardzo długą i wtedy mógłby nieco życzliwiej spojrzeć na pracę organizatorów festiwali. No chyba, że mówimy o nielegalnych źródłach pozyskiwania filmów, to wtedy sprawa wygląda nieco inaczej.... 

Jak swoją rolę widzi obecny dyrektor PISF? Widzę siebie nie jako człowieka, który kreuje trendy, lecz jako menedżera pomagającego robić filmy. Dlatego ważne jest dla mnie poszukiwanie nowych środków na produkcję filmową w Polsce, ściągnięcie do Polski producentów zagranicznych. Zmiany ułatwiające polskim i międzynarodowym podmiotom prywatnym inwestowanie w kinematografię. A samo kino? Raz jeszcze powtórzę: chcę, by była w nim różnorodność tematyczna.

Cały wywiad tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz