Michał Oleszczyk udzielił wywiadu „Gazecie Wyborczej”, w którym dzieli się swoim przemyśleniami na temat Festiwalu Filmowego w Gdyni. Głos w sprawie zabrał też Jan Pawlicki.
Oto najciekawsze fragmenty
publikacji:
W skład komitetu organizacyjnego
festiwalu wchodzą przedstawiciele Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej,
Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Instytutu Adama Mickiewicza,
Urzędu Miasta Gdynia, Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego, HBO,
Telewizji Polskiej, Stowarzyszenia Filmowców Polskich, Ministerstwa Rozwoju. To
oni ostatecznie zadecydują jakie filmy znajdą się w Konkursie Głównym
festiwalu. Rada programowa ma funkcję doradczą, a w jej skład wchodzi 50 osób.
– Wojciech Marczewski jako jedyny z kandydatów zwrócił uwagę, że
rozdział między radą a dyrektorem artystycznym jest sztuczny i część
kompetencji dyrektora powinna zostać przekazana do rady, której szef będzie
proponował program festiwalu – tłumaczy Agnieszka Odorowicz, członkini
komitetu organizacyjnego i wieloletnia szefowa PISF. – Marczewski zaproponował, by wybrać go nie na dyrektora artystycznego,
tylko szefa rady programowej. Nasz wybór był jednogłośny. Chcieliśmy, żeby rada
uzyskała wpływ na selekcję i program festiwalu.
Leszek Kopeć, dyrektor festiwalu,
dodaje, że przejmie tylko część funkcji Oleszczyka. Do zadań Kopcia należeć
będzie m.in. ustalenie harmonogramu i imprez towarzyszących. Selekcją filmów i
ustaleniem składu jury zajmą się wspólnie rada programowa i komitetu
organizacyjny.
Michał Oleszczyk nie uważa, aby
sytuacja z „Historią Roja” (film nie został dopuszczony do konkursu,
interweniował Minister Kultury) miała wpływ na odsunięcie go od funkcji
prowadzenia festiwalu w roli dyrektora artystycznego.
Nie jest też prawdą, że Michał
Oleszczyk chciał połączyć festiwal w Gdyni z festiwalem filmowym o żołnierzach
wyklętych – jak sugerował Jacek Bromski, prezes Stowarzyszenia Filmowców
Polskich. Co na to były dyrektor? – To nieprawda. Jedną z moich propozycji –
wśród nich była retrospektywa mniej znanych filmów Andrzeja Wajdy i
upamiętnienie 30. rocznicy śmierci Stanisława Barei – było pokazanie na
festiwalu serialu o „żołnierzach wyklętych”, który produkuje Telewizja Polska. Pokaz
odbyłby się na podobnych zasadach, jak to miało miejsce z serialem „Artyści”
Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego na ostatnim festiwalu. Proponowałem, żeby
to konkretne wydarzenie zrobić w partnerstwie z festiwalem Niepokorni,
Niezłomni, Wyklęci. Na takiej samej partnerskiej zasadzie Gdynia współpracuje
np. z Nowymi Horyzontami i nie widzę w tym nic zdrożnego.
Co dała Oleszczykowi praca przy
festiwalu: Nabrałem do profesji filmowca
nowego szacunku: uprawianie tego zawodu w Polsce wymaga ogromnej odwagi i
uporu. W tym zawodzie nikt nie zna dnia ani godziny – dziś jest projekt, jutro
go nie ma, a w każdy z nich trzeba pokładać wiarę i znajdować siłę, by go
realizować. Nauczyłem się też dyplomacji. Festiwal wzbudza tyle emocji,
pozytywnych i negatywnych, że dyrektor artystyczny musi zachować zimną krew.
Szczególnie podczas selekcji, gdy rani się uczucia autorów filmów, które nie
dostały się do konkursu.
O selekcji festiwalu wypowiedział
się, reprezentujący TVP w radzie programowej, Jan Pawlicki: - Oceniam bardzo pozytywnie to jak Michał
Oleszczyk prowadził Festiwal Filmowy w Gdyni, wiele udało mu się przeforsować.
Trwa dyskusja jak zorganizować selekcję filmów. Myślę, że trzeba wzmocnić kino
niezależnych twórców, zderzających się z Polskim Instytutem Sztuki Filmowej czy
Stowarzyszeniem Filmowców Polskich [wirtualnemedia.pl].
„Gazeta Wyborcza” wieszczy, że
może to otwierać drzwi dla takich filmów jak „Smoleńsk” czy „Historia Roja”. Co
na to Michał Oleszczyk? – Nie sądzę, by
Jan Pawlicki właśnie to chciał powiedzieć. Mam nadzieję natomiast, że jest to
zapowiedź większej otwartości festiwalu na filmy powstałe poza obiegiem
PISF/SFP, takie jak chociażby „Hardkor Disko” Krzysztofa Skoniecznego czy
świetny „Arbiter uwagi” Jakuba Polakowskiego, pokazany przeze mnie w Innym
Spojrzeniu trzy lata temu. Te filmy wciąż są upośledzone, jeśli chodzi choćby o
pomoc w ich promocji zagranicznej przez PISF. Uważam, że PISF powinien być
ślepy na to czy jakiś film powstał z jego udziałem, czy bez. Liczy się to, czy
w Polsce powstał dobry film – jeśli powstał, należy go z całych sił promować,
nawet jeśli nie ma PISF-owego logo przed czołówką.
Na temat Leszka Kopcia, który
otrzymał funkcję faktycznego dyrektora festiwalu, Michał Oleszczyk powiedział: – Przez ostatnie trzy lata miałem jak najlepsze
doświadczenia ze współpracy z Leszkiem Kopciem. Bywaliśmy dla siebie
sparingpartnerami, raz się sprzeczaliśmy, a raz zgadzaliśmy, ale z naszego
ciągłego dialogu wynikały nowe pomysły. Każdy festiwal jest o tyle lepszy, o
ile bardziej różnorodne są siły, które go kształtują. Takie twórcze zwarcie
jest potrzebne. Nie mam wątpliwości w umiejętności Leszka Kopcia, ale żałuję,
że stanowisko dyrektora artystycznego zostało zlikwidowane.
Czy na festiwalu zderzały się
wizje autorskie z wizją prezentacji szerokiego dorobku polskiego kina? - Takie wizje wcale się nie zderzyły. Chcę to
mocno podkreślić. Od trzech lat powtarzałem, że Gdynia nie jest festiwalem
autorskim. Dążyłem do wzmocnienia roli dyrektora artystycznego w stosunku do
tego, jak wyglądała ona wcześniej, ale bez przekraczania granicy i dążenia do
władzy dyktatorskiej. Chodziło mi o „pulę dyrektorską”: pięć filmów, które
dyrektor artystyczny może wprowadzić do konkursu mocą swojego urzędu. Jeśli
dobrze rozumiem - czekam na ogłoszenie zmienionego regulaminu - w nowym
zakresie obowiązków dyrektora programowego, czyli Leszka Kopcia, znajduje się
m.in. możliwość wprowadzenia do konkursu dwóch filmów. W stosunku do tego, co
było kiedyś, to i tak postęp.
Cały wywiad tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz