poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Lato w kinach czas zacząć


W najbliższy czwartek rozpoczyna się doroczne lato w kinach. To ten okres, w trakcie którego na dużych ekranach pojawiają się najbardziej spektakularne i oczekiwane produkcje z Hollywood. Będą superbohaterowie, horrory, komedie, kino akcji, sequele, gwiazdy. Będzie liczenie wielkich pieniędzy.

Bo wielkie pieniądze przeznaczane są na produkcje filmów, które pojawiają się latem w amerykańskich kinach. Spokojnie, spokojnie. Wiadomo, że zdecydowana większość tych tytułów będzie prezentowana równocześnie na całym świecie. Niektóre nawet szybciej na rynkach międzynarodowych, niż w samych USA. Prezentowane poniżej daty premier dotyczą rynku amerykańskiego. POLSKIE DATY PREMIER większości prezentowanych filmów ZNAJDUJĄ SIĘ TUTAJ. A tymczasem, w dużym skrócie…

Lato w amerykańskich kinach zaczyna się tradycyjnie na początku maja, ale wiadomo że tegoroczna data startu związana jest z premierą filmu „Avengers: Koniec gry”. W USA film pojawi się 26 kwietnia, ale na przykład w naszym kraju już dwa dni wcześniej. Wynik otwarcia finału tej opowieści ma być rekordowy, także końcowe osiągnięcie ma być imponujące. Czy rzeczywiście tak genialne, jak przewidują niektórzy? Bo pojawiają się spekulacje o 1,5 miliarda dolarów wpływów z kin całego świata, co wydaje się bardzo możliwe. Przedsprzedaż biletów idzie świetnie. Do tego wyniku będą porównywane osiągnięcia wszystkich kolejnych filmów wchodzących latem do kin.

Oficjalnie lato w kinach rusza w pierwszy weekend maja, ale w te pierwsze tygodnie nie należy spodziewać się wielkich superprodukcji z efektami wizualnymi. Finał „Avengers” zdecydowanie będzie świetnie sobie radził, a jedyną odskocznią dla kinomanów będą filmy innych gatunków. Już 3 maja pojawi się w USA komedia „Niedobrani” i zapowiada się ona znakomicie. Duet Charlize Theron i Seth Rogen już zbiera świetne recenzje. Ciekawe czy taki sam dobry duet stworzą Anne Hathaway i Rebel Wilson w „Oszustkach” (premiera 10 maja). Inny rodzaj kina w te pierwsze weekendy majowe to animacje, których jak zawsze latem będzie sporo. Na początek spotkanie z filmem „Paskudy. UglyDolls”, a chwilę potem komputerowy „Pokémon: Detektyw Pikachu” (nie lekceważę potęgi Pokemonów). Na początku maja sporo będzie ciekawie zapowiadających się dramatów, przypadkowo opowiadających o wielkich pisarzach. „Cała prawda o Szekspirze” w reżyserii Kennetha Branagha czy „Tolkien” poświęcony twórcy „Władcy Pierścieni”.

Kolejny duży hollywoodzki film pojawi się 17 maja, a to za sprawą „Johna Wicka 3”. Pierwsza część to była zaskakująco udana, ale skromna produkcja kina akcji, w której Keanu Reeves stworzył świetną postać. Dobrze oglądało się go w dwóch poprzednich częściach, ale trzecia musi być jeszcze bardziej widowiskowa i to już nie jest takie kino, jak pierwsza część. Trochę się tego boję, bo łatwo jest przesadzić. Familijnie, ale głównie na rynkach międzynarodowych, dobrze zaprezentuje się zapewne „Był sobie pies 2”, ale to nie jest moje kino. 24 maja świat oglądał będzie kolejną przeróbkę animacji Disneya i jestem pewny, że „Aladyn” wypadnie zdecydowanie lepiej od „Dambo”. Nie ma innej opcji. W ten sam weekend do kin w USA wejdzie wielce obiecujący horror „Brightburn: Syn ciemności” oraz ciekawie zapowiadający się film fantastycznonaukowy „Ad Astra” z Bradem Pittem. Tydzień później i w ostatni weekend maja pojawi się widowiskowy „Godzilla: King of the Monsters”, jeden z takich rodzajów kina, do którego mam słabość. Ciekawe, jak potwory wypadną w konfrontacji z muzycznym filmem „Rocketman” opowiadającym o Eltonie Johnie. Czy fenomen „Bohemian Rhapsody” uda się powtórzyć?


Czerwiec zacznie się zapewne od jednego z większych tegorocznych rozczarowań. „X-Men: Mroczna Phoenix” to film firmowany dziś logami Foxa i Disneya, ale to nic nie znaczy. Cykl tych filmów i dostępne zwiastuny nie wróżą niczego wybitnego, ale nie skreślajmy do końca tej produkcji. Może w końcowej fazie produkcji udało się zrobić coś… ciekawego? Znacznie większe zainteresowanie wzbudzić może animacja „Sekretne życie zwierzaków domowych 2”, ale dla mnie to tylko odcinanie kuponów od i tak słabego pierwszego filmu. W ten pierwszy czerwcowy weekend do kin w USA wejdzie też dokument Rona Howarda o Luciano Pavarottim i to wygląda bardzo obiecująco. Zresztą latem w amerykańskich kinach filmów dokumentalnych będzie sporo.

14 czerwca w kinach pojawi się „Men in Black: International” kolejny klon znanej i hitowej serii. Bez Willa Smitha, ale za to z Chrisem Hemsworthem i Tessą Thompson (oboje stworzyli fajny duet w „Thor: Ragnarok”). Na razie wygląda to bardzo średnio, ale kampania promocyjna jeszcze nie ruszyła i może się tutaj kryć kilka niespodzianek. Ciekawe, jak w roli Shafta wypadnie po latach Samuel L. Jackson. Dziwny to pomysł, połączenie kilku pokoleń tej postaci, afro-amerykański hit? Wiele więcej obiecuję sobie po filmie Jima Jarmuscha „The Dead Don't Die”, bo artysta ten zgromadził mega fajną obsadę, pokazuje film w Cannes i opowiada o zombie. Tydzień później w USA pojawi się „Toy Story 4” i niech mnie kule biją jeśli nie będzie to mega przebój. Zabawki z Pixara zapracowały na swoją renomę i zapewne potwierdzą wysoką jakość całej serii. Ja się nieco obawiam sequeli Pixara, bo rzadko który się udaje, ale mam słabość do Buzza i Chudego i całej zgrai ich kumpli. W ten sam weekend do kin wejdzie horror „Laleczka”, ale ja się będę trzymał z daleka od Chucky’ego. Tydzień później w USA zadebiutuje „Annabelle Comes Home”, kolejny horror z cyklu „Obecność”. Nie należę do fanów poprzednich odsłon tego spin-offa, bo daleko im do znakomitych oryginalnych opowieści o Warrenach, ale może tym razem będzie lepiej? Komediowo na koniec czerwca bawić ma nas „Yesterday” o świecie bez Beatlesów. Pomysł genialny, ale czy całość też się obroni? Danny Boyle nie gwarantuje lekkiego i fajnego kina.


W kalendarzu po czerwcu przychodzi lipiec, a na jego początku tradycyjny Dzień Niepodległości, wiadomo. W okolicach 4 lipca ustawiona jest dorocznie jedna z najważniejszych premier lata. W tym roku będzie to „Spider-Man: Daleko od domu”, czyli pajączek wybiera się na wycieczkę do Europy. Koncept stary jak świat, ale ta akurat seria przygód Człowieka-pająka sprawdza się świetnie. Bardzo zadziałało połączenie sił Sony z Marvelem. Tego samego dnia do kin wejdzie horror „Midsommar”, autora dziwnego „Hereditary”. I tutaj spodziewam się czegoś niezwykłego, ale mam nadzieję, że tym razem autor zaprowadzi mnie w jakieś sensowne rejony opowiadanej historii. Zaskoczenia i udziwnienia są mile widziane, ale niech ma to jakiś sens. Tydzień później, 12 lipca, w amerykańskich kinach pojawi się kolejny buddy-action-movie, ale tym razem w głównych rolach mięśniak Dave Bautista i śmieszek Kumail Nanjiani. Miejsce akcji, Uber. Tytuł filmu „Stuber”. Będzie też thriller „21 Bridges” i horror „Crawl”. Najbardziej lubię w kinie w tym okresie, takie niespodziewane małe filmy, które mnie zaskoczą i okażą się świetnie wymyślonymi i zrealizowanymi opowieściami.

19 lipca pojawi się w kinach bardzo silny kandydat do tytułu najbardziej kasowego filmu lata i całego roku – „Król Lew”. Kolejna, a trzecia w 2019 roku, fabularyzowana wersja popularnej animacji Disneya. Reżyseruje Jon Favreau, który świetnie sprawdził się realizując „Księgę dżungli”. Reżyser obiecuje, że film nie będzie 1:1 kopią popularnej animacji, ale wiele wskazuje na to, że daleko nie odejdzie od oryginału. Mnie te przerobione bajki nie przekonują, nigdy nie byłem fanem „Króla Lwa”, ale wokół nowej wersji już tworzy się „wydarzenie”. Podobno ma być to mega przebój, który zagrozi „Avatarowi”. Serio? Na razie na pewno ładnie wyglądają efekty cyfrowe, ale czy to załatwia sprawę?

Tydzień później w amerykańskich kinach pojawi się najbardziej przeze mnie (i wielu innych) oczekiwany film tego lata i całego roku. Nowe przedsięwzięcie Quentina Tarantino „Pewnego razu w… Hollywood” z Leonardo DiCaprio i Bradem Pittem i Margot Robbie i Alem Pacino i mnóstwem innych lubianych aktorów i jeszcze z Rafałem Zawieruchą w roli Romana Polańskiego. No chyba, że Tarantino… A tymczasem odwiedzimy gorące lato 1969 rok i poznamy dwójkę ludzi pracujących w showbiznesie. Tarantino przygląda się Hollywood i nie może tego zepsuć.


Na początku sierpnia widzowie otrzymają spin-off „Szybkich i wściekłych”, którego bohaterami będą Hobbs i Shaw. To będzie zapewne najbardziej popularny film akcji w 2019 roku. Podkręcone jest to wszystko maksymalnie. Idealny letni blockbuster. Tego samego 2 sierpnia w kinach pojawią się też „Nowi mutanci”, kolejne spotkanie z X-Men, po którym niczego dobrego sobie nie obiecuję. I jest jeszcze „Dora and the Lost City of Gold” i sam nie wiem, co myśleć o tej przygodówce. Wygląda na „Indianę Jonesa” dla dzieci, całość na podstawie lubianego serialu. Może znajdzie swoich widzów.

Od 9 sierpniach w kinach w USA wyświetlany będzie „Artemis Fowl” od Disneya. Czasami firma ta próbuje zrobić film oryginalny, ale zazwyczaj zawodzi. To będzie drugi tego lata film reżyserowany przez Kennetha Branagha. Wśród horrorów na uwagę zasługuje „Scary Stories to Tell in the Dark”, wyprodukowany przez i ze scenariuszem Guillermo del Toro. 16 sierpnia w kinach pojawi się druga część „Angry Birds” (oj!), potem animacja „Playmobil: The Movie” (serio?). Ja bardziej czekam na film Richarda Linkletera „Where'd You Go, Bernadette” z Cate Blanchett. Lato w kinach zakończy się trzecią częścią opowieści o agencie Secret Service Mike’u Benningu (Gerard Butler), czyli „Angel Has Fallen”. Ile można?

Tym samym lato w amerykańskich kinach dobiegnie końca.

10 MOICH NAJBARDZIEJ OCZEKWIANYCH FILMÓW LATA:

1. Pewnego razu w… Hollywood
2. The Dead Don't Die
3. Avengers: Koniec gry
4. Ad Astra
5. Midsommar
6. Toy Story 4
7. Godzilla: King of the Monsters
8. Spider-Man: Daleko od domu
9. Niedobrani
10. Brightburn: Syn ciemności

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz