Widzieli państwo zwiastun filmu „Czerwony kapitan”? W tej czesko-słowacko-polskiej produkcji główną rolę gra Maciej Stuhr i był to jeszcze przed chwilą bardzo przeze mnie oczekiwany film. Tymczasem obejrzałem dziś w kinie polski zwiastun tej produkcji i na ten widok pogrążyłem się w smutku. Film będzie bowiem w Polsce zdubbingowany, co niestety na zwiastunie wygląda bardzo źle. W dodatku Maciej Stuhr dubbinguje sam siebie. Skąd ten pomysł?
Opis filmu brzmi bardzo intrygująco:
„Akcja filmu dzieje się trzy lata po przełomowych wydarzeniach - upadku muru
berlińskiego i częściowo wolnych wyborach w Polsce i na pół roku przed rozpadem
Czechosłowacji. W pewien upalny dzień zostaje odkryty tajemniczy szkielet z
gwoździem wbitym w czaszkę. Sprawą zajmuje się młody policjant Richard Krauz,
który ma ambicje zwalczenie stereotypu reżimowego milicjanta. Mężczyzna za
wszelką cenę stara się rozwijać zagadkę, wplątując się w niebezpieczną grę,
której tropy prowadzą do byłych tajnych agentów służb i skorumpowanych
hierarchów kościoła katolickiego. Im bliżej rozwiązania tym trudniej ocenić,
kto jest ofiarą, a kto katem. Niezrażony policjant kontynuując śledztwo,
zamiast odpowiedzi doprowadza do tragedii - śmierci kolejnej niewinnej ofiary
byłego reżimu”. To zresztą kinowa wersja bardzo popularnej książki. Dochodzą
głosy, że film się udał, a tymczasem w Polsce…
Wychodząc nie wiadomo komu i
czemu naprzeciw polski dystrybutor zdecydował się przygotować wersję z
dubbingiem tego filmu. Oto zwiastun, który wiele wyjaśnia w tej kwestii.
Czym należy uzasadniać tak
podjętą decyzję? Najprostsza odpowiedź to pieniądze, czyli chęć osiągnięcia
zysku z dystrybucji. Można założyć, że ktoś wpadł na pomysł sprzedania „Czerwonego
kapitana” jako polskiego filmu sensacyjnego (nasz wkład koproducencki nie jest
dominujący). Ot, wystarczy by aktorzy posługiwali się naszym językiem i po
sprawie?
Otóż niekoniecznie. W moim
skromny odczuciu, taki zabieg odpycha od filmu, a nie przyciąga tłumy. Myślę,
że ciężko będzie przebić się widzom przez osobę Maćka Stuhra, który dubbinguje
sam siebie.
O tym czy warto eksperymentować
przekonamy się niedługo, gdy widzowie udadzą się do kin. Żyję małą nadzieją, że gdzie będzie prezentowana oryginalna wersja z napisami polskimi.
I jeszcze tylko przypomnę o jednym tak koszmarnym przypadku. W serialu „Szpiedzy w Warszawie” Marcin Dorociński także sam siebie dubbingował. Efekt? Lepiej nie wspominać…
I jeszcze tylko przypomnę o jednym tak koszmarnym przypadku. W serialu „Szpiedzy w Warszawie” Marcin Dorociński także sam siebie dubbingował. Efekt? Lepiej nie wspominać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz