Fot. Agata Dąbrowska/bindupphoto.pl |
Na horyzoncie wydarzeń jest już
42. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, pierwszy bez dyrektora
artystycznego od lat, edycja na którą znaczący wpływ będzie chciało mieć zapewne
Ministerstwo Kultury. Już przed rokiem nie obyło się bez skandalu. Jerzy
Zalewski reżyser „Historii Roja” niezakwalifikowanie swojego filmu na festiwal
w Gdyni uznał za akt polityczny. Wtórował mu Minister Kultury. Tłumaczenia
Dyrektora Artystycznego na nic się zdały, pozostał spory niesmak po całym
zamieszaniu. Podobno bez związku z tą sprawą w Gdyni przed rokiem pokazano
bardzo nieudany „Smoleńsk”. Historia osądzi czy była to dobra decyzja.
Jaka czeka przyszłość środowisko
filmowe? Kto i jak będzie chciał wpłynąć na polskie kino? Wydaje się, że nasza
kinematografia trzyma się razem, że działania PISF i SFP dobrze odgradzają nas
od politycznych wpływów, że nie ma dużych podziałów środowiskowych, a wszyscy
pracują na sukces polskiego kina w kraju i poza jego granicami. Niestety wydarzenia
w środowisku muzycznym pokazały, jak niewiele trzeba, by wywrócić wszystko „do
góry nogami”.
Już teraz Ministerstwo Kultury
małymi (dużymi?) ruchami ingeruje w przyszłość polskiego kina. Ma do tego
oczywiście prawo, ale… Najpierw, mimo niewielkiego oporu, wprowadzono do
komisji eksperckich PISF „swoich ludzi”, a usunięto nieprzychylnych władzy
polskich twórców (m.in. Agnieszkę Holland). Nie wywołało to wielkiej burzy,
bowiem nie miało to jeszcze znamion „wymian elit” w polskim kinie. Wynika to po
prostu z tego, że rządząca opcja polityczna nie ma zbyt wielkiego zaplecza w
środowisku polskich filmowców. Minister Kultury miał i wykorzystał prawo
ingerencji w listy eksperckie PISF. Było gorąco w tym temacie, ale sprawa
została uspokojona przez władze PISF i dziś komisje działają bez większych
zgrzytów. Czasami tylko eksperci wskazani przez ministra Glińskiego nie mają za
wiele do roboty, ale to nie jest wielki problem. Za to dokumentaliści są pełni
obaw, bowiem ta dziedzina polskiego filmu przechodzi powoli pod dominujące
wpływy elit konserwatywnych.
Większym echem odbiła się decyzja
o połączeniu Filmoteki Narodowej i Narodowego Instytutu Audiowizualnego.
Ostatecznie obie państwowe instytucje będą działały razem od 1 czerwca, pod
wspólną nazwą Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny. To może być punkt
zapalny w polskiej kinematografii. Obie instytucje są w naszej branży bardzo
cenione i bardzo potrzebne, każda z nich pochwalić może się wielkimi
osiągnięciami, a jednak zdecydowano się na ich połączenie. Ministerstwo Kultury
uznało, że konieczne jest „zapewnienia większej efektywności działań na rzecz
zabezpieczenia i udostępnienia narodowego dziedzictwa audiowizualnego, ze
szczególnym uwzględnieniem zbiorów Filmoteki Narodowej oraz potencjału wiedzy i
techniki Narodowego Instytutu Audiowizualnego”. Ta argumentacja niczego nie
mówi wprost, a czarny scenariusz wskazuje na to, że Ministerstwo chce w ten
sposób przejąć kontrolę nad instytucjami i w ten sposób wejść mocniej w
struktury polskiej kinematografii. Wiele pytań dotyczących FN – IA pozostaje
bez odpowiedzi, a kluczowa zagadka dotyczy dyrektora nowej instytucji,
podziałów odpowiedzialności oraz zasobów ludzkich w byłych instytucjach.
Nie wiadomo też, jak do sprawy
podejdzie samo środowisko. Niedawno jeszcze polscy twórcy z Rady NInA pisali do
ministra Glińskiego, aby prosić go o przemyślenie tej decyzji, argumentując
jakoby połączenie obu instytucji było niekorzystne dla polskiej kultury.
Wskazywały na to także różnego rodzaju fachowe ekspertyzy. Ministerstwo Kultury
wydaje się niewzruszone. Czy po 1 czerwca poznamy szczegóły dotyczące
działalności Filmoteki Narodowej – Instytutu Audiowizualnego? Mam taką
nadzieję.
O tym, że wcale nie musi być tak
źle wskazują chociażby dotacje Ministerstwa Kultury na działalność festiwalową.
Co prawda znalazły się imprezy bez wsparcia MKiDN, ale większość największych
wydarzeń, ciągle może liczyć na przychylność i działa w niezmienionych
strukturach. Oczywiście widać wyraźne wsparcie dla inicjatyw patriotycznych,
ale przecież i tam zrodzić mogą się ciekawe inicjatywy filmowe, a publiczność
zapewne wypatruje i takich wydarzeń.
Większe obawy mam o przyszłość
Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Nie wiadomo jak będzie wyglądała nowa
koncepcja tej imprezy. Należy oczekiwać, że organizatorzy nie będą już tak
rygorystycznie dobierać repertuar festiwalowy, zapewne pojawi się większa
liczba filmów. Nie ma to jednak nic wspólnego z nastrojami politycznymi i
społecznymi w kraju, a raczej chodzi o ruchy wewnątrz samego środowiska. Czy
dobór filmowy może poróżnić organizatorów? Czy będą ostre sprzeciwy dotyczące
pojawienia się niektórych twórców? Czy można wyobrazić sobie festiwal bez „Pokotu”
Agnieszki Holland? NIE MOŻNA!
Warto pamiętać, że głównymi
organizatorami Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni są Ministerstwo
Kultury, Polski Instytut Sztuki Filmowej, Stowarzyszenie Filmowców Polskich
oraz władze Gdyni i województwa pomorskiego. Współorganizatorem jest jednak
TVP, a przykład festiwalu w Opolu pokazuje, że może dojść tutaj do sporych
spięć. Czego dowodem zeszłoroczne zachowanie Jacka Kurskiego, który na siłę
próbował obdarować nagrodą Wojtka Smarzowskiego. Komitet Honorowy festiwalu
stanową Piotr Gliński i Jacek Kurski, szef
SFP Jacek Bromski oraz władze regionu i miasta Mieczysław Struk i Wojciech
Szczurek. W Komitecie Organizacyjnym, który de-facto będzie decydował o
kształcie festiwalu są m.in. Magdalena Sroka (PISF), Jarosław Sellin (MKiDN),
Jacek Bromski (SFP), Maciej Stanecki (TVP), Agnieszka Odorowicz. Zacne
nazwiska, reprezentujące różne opcje, ale mam nadzieję działające w interesie
polskiego kina.
Festiwal w Gdyni nie jest tak
zapalnym wydarzeniem, jak Festiwal w Opolu, ale jedna kontrowersyjna decyzja może
rozpętać zamieszanie, które doprowadzić może ostatecznie do wybuchu wielkiego
środowiskowego sporu. Na pewno nie jest to wskazane i trzeba wykazać się
czujnością. Umiejętności Jacka Bromskiego poruszania się w środowisku i w
kontaktach z ministerstwem odegrają tutaj zapewne znaczącą rolę. Ważnym sprawdzianem dla dzisiejszej sytuacji w środowisku będzie sprawa związana z ustanowieniem specjalnej ulgi podatkowej dla zagranicznych producentów, chcących realizować swoje filmy i seriale w naszym kraju. Jeśli wszystko pójdzie dobrze rząd i środowisko filmowców będą mogli odnotować wspólnie wielki sukces.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz