niedziela, 30 czerwca 2019

„Ja teraz kłamię”. I co mam rzec… Rozczarowanie!


Obejrzałem „Ja teraz kłamię”. To nie będzie recenzja, a raczej krótka refleksja na temat tego od dawna oczekiwanego filmu Pawła Borowskiego. Mamy polski film science fiction, ale niewiele to wnosi do historii naszego kina. To ambitna, ale nieudana próba.

„Ja teraz kłamię” to na poziomie emocji film bardzo średni, a nawet rozczarowujący. Twórcom nie udało się utrzymać mojego zainteresowania podczas seansu, nie udało im się porwać mnie tą historią, a nawet zaciekawić na jakimś sensownym poziomie. Opowiedzieli pogmatwaną i mało czytelną historię. Może ukrywa ona w sobie wielkie wartości, które odczytywać należy w dzisiejszym świecie na kilku poziomach, ale NA BOGA!, tak się nie rozmawia z widzami. Mnie nie przekonali, a jedyne na co po seansie mogłem się zdobyć, to wzruszenie ramion. Widzowie na sali podczas mojego seansu byli znacznie bardziej rozczarowani.

Za to „Ja teraz kłamię” przekonało mnie minimalistycznym podejściem do science fiction. To droga dla polskiego kina, bo niewiele potrzeba, aby osadzić historie w przyszłości. Trzeba przede wszystkim talentu, odwagi i środków, aby w tak ciekawy i kreatywny sposób zbudować alternatywną rzeczywistość lub świat przyszłości. Kilka stylizacji, scenograficzne pomysły, delikatne efekty wizualne. To się w „Ja teraz kłamię” udało najbardziej. Twórcy zbudowali bowiem wiarygodny świat, przez cały seans umiejętnie przykuwali moją uwagę (bardziej niż swoją wydumaną historią).

Wydumaną… I może to jest największy problem, jaki mam z filmem. Ta historia mi się nie skleiła, nie wciągnęła i niczego nie pozostawiła po seansie. Za to w pamięci utkwiły mi głównie obrazy. Co to oznacza? Twórcy skupili się bardziej na tym jak opowiedzieć, niż o czym. Scenariusz to największa słabość tej produkcji, pretekst. Ponownie mamy do czynienia z bolączką polskiego kina.  Wiemy jak, mamy zaplecze, wielu utalentowanych ludzi, ale „Ja teraz kłamię” dowodzi, że najważniejszy w kinie jest scenariusz, jego umiejętne przeniesienie na ekran, budowanie emocjonalnej więzi z widzem. TEGO MI ZABRAKŁO. [Ocena 6/10]

To inaczej niż z niedawnym „Człowiekiem z magicznym pudełkiem”. Tam z jednej strony świat SF został genialnie wymyślony, ale przekonała mnie też sama historia. Wyżej więc stawiam film Bodo Koxa.

I zachęcam do dalszych prób!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz