W wieku 72 lat zmarł Maciej
Parowski, krytyk, pisarz, scenarzysta komiksowy, redaktor „Fantastyki” i „Nowej
Fantastyki”. Wielki popularyzator fantastyki naukowej w Polsce. Człowiek
legenda w środowisku miłośników tego i pokrewnych mu gatunków.
O zmarłym Macieju Parowskim pisze
pięknie Kamil Śmiałkowski, pozwolę sobie oddać mu głos:
Odszedł Maciek Parowski - wielki
demiurg polskiej fantastyki i okolic. Nie sposób sobie wyobrazić polskiej
kultury popularnej bez niego. To on przed dekady - jak garncarz - kreował
kształt polskiej fantastyki literackiej. A przy tym nie zaniedbywał też komiksu
czy publicystyki filmowej. Stanął na drodze (i prawie zawsze popychał do
przodu) setek osób jakoś związanych z fantastyką. Uwielbiał te osoby łączyć w
teamy z których coś wynikało. I równie mocno uwielbiał to wszystko rejestrować
- jego zdjęcia z imprez z lat 80. i 90. to kronika (często jedyna istniejąca)
tamtych czasów i ludzi. Dziś pstrykają wszyscy, Maciek pstrykał zawsze.
Gdzieś byłem wśród tych setek
ludzi. Związały nas oczywiście komiksy. Spotykaliśmy się na imprezach gdzieś od
początku lat 90., czasem ja przyjeżdżałem do red. na Mokotowską, czasem on
bywał w mojej krakowskiej kawalerce na Komandosów. I tak to trwało - gdy w
krakowskiej Rotundzie na Akademickim Forum Kultury udało mi się przekonać
wszystkich, że komiks to również dziedzina kultury i należy ją też prezentować
(obok piosenki, kabaretu, teatru czy kina) to właśnie jego ściągałem z Warszawy
do multimedialnego jury, to on wtedy - ćwierć wieku temu nazwiskiem,
autorytetem, poważnym redaktorem ze stolicy. W życiu bym się nie spodziewał, że
będę miał po latach swój epizod jako szef "Nowej Fantastyki" i będę
jego przełożonym... Choć oczywiście niczego to nie zmieniało - redaktor
Parowski był w tym układzie nestorem, opoką i gościem, który więcej zapomniał
niż ja się kiedykolwiek nauczę.
Maciek to po prostu ktoś, kto
istnieje. Jak fundamenty, o których nie trzeba pamiętać. One po prostu są. Gdy
nie wpuszczono go na pokaz nowych "Gwiezdnych Wojen" (bo nie było go
na liście - ktoś mu powiedział o pokazie więc przyszedł, ale akurat trzeba było
się wcześniej potwierdzić mailowo i tak powstała lista dla pani, która
wpuszczała) był rwetes na całą Polskę. Bo jakże to tak - Parowskiego nie
wpuścić? Wtedy sam mi przyznał, że to tak naprawdę przecież jego wina i nie ma
co się unosić. Żyjemy w czasach list i potwierdzeń. I tyle. W końcu Maciek był
gościem, który żył z obserwowania tego jak wszystko wokół nas się zmienia. On z
tym nie walczył - on to lubił na różne sposoby opisywać i podsumowywać. Maciek
był zawsze - jeszcze w podstawówce czytałem jego opowiadania i eseje. Jest
zawsze - pod telefonem, gdy czy on, czy ja potrzebowaliśmy sobie coś
przypomnieć czy na nowo opowiedzieć (przecież niedawno z nim rozmawiałem na
potrzeby książki, którą teraz piszę). Będzie zawsze. Przynajmniej póki żyją te setki
osób na które wpłynął.
Pamiętam jak wiele razy, gdy
pokazywałem mu coś co opublikowałem o komiksie, fantastyce, popkulturze,
kartkował to pobieżnie, zaglądał szybko do indeksu (jeśli takowy był) i z
uśmiechem pół żartem, pół serio pytał "A napisałeś coś o mnie?" Dziś
odpowiadając na zaś - w tej najbliższej książce będzie o Tobie sporo. I pewnie
w niejednej następnej. Na razie.
***
W punkt. Osobiście poznałem
Macieja Parowskiego, gdy razem zasiedliśmy w jury Niezależnych Filmów Fantastycznych
i Horrorów w Bielawie. Czuć było mistrzostwo, wiedzę, klasę. W jego obecności
człowiek zdawał sobie sprawę, jak wiele ma jeszcze do obejrzenia czy
przeczytania, ale nigdy nie czuł się gorszy czy inny. Ja poznałem twórczości
Parowskiego czytając komiks „Funky Koval”, do dziś wybitne dzieło polskiego
komiksu. Parowski pozostawił po sobie mnóstwo prac, warto sięgać po nie, warto
pamiętać o jego wpływie na fantastykę w Polsce. Wielu z nas będzie za nim
tęskniło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz